Pojechałem dziś zmienić opony na zimowe. Wiem, że powinienem to zrobić zanim przyszedł mróz i napadało śniegu, ale jeszcze w tamten weekend pogoda była powiedzmy, że w trendzie bocznym i stwierdziłem, że zmienię opony jak się wyklaruje jakiś konkretny kierunek. No to się wyklarowało na -13 stopni i zauważalną warstwę śnieżynek. Cudownie...
Wymiana opon była w budżecie więc jej koszt to żadne zaskoczenie. Niestety okazało się, że dzięki krakowskim dziurawym ulicom obie prawe felgi są kształtu nie do końca kolistego. Jak to określił pan w warsztacie: "uuuu, kwadrat!". Udało się je jednak wyważyć na tyle, że będę mógł jechać na zakupy i gdzieś po mieście, ale na poniedziałek jestem umówiony na prostowanie felg. Ta przyjemność będzie mnie kosztowała 160 PLN. Może i gdzieś indziej było by taniej, ale do tego warsztatu mam zaufanie.
Zanim zacząłem oszczędzać, pieniądze rozchodziły się w pierwszym tygodniu miesiąca. Oczywiście nie wiadomo na co bo nic konkretnego w domu nigdy nie przybywało, po prostu gdzieś sobie wyciekały. Taką nieprzewidzianą "awarię" musiałbym pokryć z karty kredytowej albo z tego co spłaciłem na kredycie odnawialnym. Generalnie dołek by się pogłębił, a psyche siadła. Tym razem jednak nie zestresowałem się słysząc o konieczności wydania pieniędzy na coś nieprzewidzianego, w końcu od tego jest właśnie fundusz awaryjny! Grudniowy budżet kompletnie nie ucierpi przez prostowanie felg ponieważ to nie z niego zostanie wzięta potrzebna kwota. Karta pozostanie nietknięta, kredyt nie powiększony, a komfort psychiczny i motywacja do oszczędzania wzrasta.
W końcu udało mi się być przygotowanym!