środa, 31 sierpnia 2011

Sierpień 2011 - podsumowanie

W tym miesiącu doleciałem do wypłaty praktycznie na oparach finansowych gdyż cały mój majątek przez kilka ostatnich dni wynosił około 20 euro. Wczoraj pensja dotarła do banku i po niemal natychmiastowym rozesłaniu przelewów zostało mi ok 1/3 wypłaty jako budżet na cały wrzesień. Nie jest to tak mało nawet jeśli brać pod uwagę, że poza normalnymi wydatkami na jedzenie muszę z tego opłacić bilet miesięczny, internet i być może rachunek za prąd (jeśli elektrownia się wyrobi z obliczeniami).

Z powodu permanentnego braku czasu - który chyba ktoś mi bezczelnie kradnie bo poza chodzeniem do pracy to niewiele konkretnego robię - nie udało mi się skontaktować z mBankiem w sprawie pozbycia się karty kredytowej. Trudno, trzeba będzie się tym w końcu zająć w najbliższych dniach i przy okazji zrezygnować z kredytu odnawialnego (o którym nieco niżej).

Co do bardzo uszczuplonej sakiewki pod koniec miesiąca to kilka spraw się przyczyniło do takiego stanu rzeczy.

Po pierwsze postanowiłem kupić sobie wygodne krzesło do siedzenia przy komputerze. Spędzam tak po parę godzin dziennie wieczorami i mój kręgosłup zaczął się buntować przeciwko używaniu normalnego krzesła podkradzionego z zestawu od stołu obiadowego. Jak zwykle pojechaliśmy do Ikei i znalazłem bardzo wygodne krzesło za 70 euro. Drogo, nie drogo - mniejsza z tym, teraz siedzenie przy kompie jest naprawdę komfortowe.

Inną przyczyną było nieco zbyt łapczywe dziabnięcie wypłaty na cele spłaty kredytu w poprzednim miesiącu. Nie ma w sumie w tym nic złego, ale mogłem sobie jednak zostawić 100 euro więcej do dyspozycji. To zawsze jest ciężkie do wyważenia bo z jednej strony człowiek chce jak najszybciej pozbyć się kredytowego cholerstwa a z drugiej trzeba brać pod uwagę możliwość jakiejś małej awarii wymagającej gotówki. Teraz się udało, ale muszę na przyszłość ostrożniej dobierać proporcje w tej kwestii.

Do powyższych powodów trzeba uczciwie doliczyć około 100 euro puszczonych w knajpach przy okazji spacerów po Wiedniu czy imprezy pożegnalnej jednego z moich polskich kolegów z pracy. Przypuszczam, że ktoś skomentuje to w stylu "płacze nad kredytami, a szasta setkami euro na chlanie" ale cóż mam powiedzieć? Sytuacja kredytowa znakomicie się poprawiła, a nieco radości z życia też mi się należy. Najważniejsze to nie tracić z oczu głównego celu jakim jest spłata długów do lutego lub najpóźniej marca 2012, reszta to tylko small bumps on the road.

Ok, spójrzmy na obecny stan finansów.

Po wymianie 750 euro w walutomacie powinienem mieć około 3100 PLN. Ta suma wystarczy na opłacenie raty kredytu w Allianz, polskich rachunków i zobowiązań oraz (uwaga, uwaga) wyzerowania salda kredytu odnawialnego w mBanku.

Tak, proszę państwa, w poniedziałek lub wtorek (zależy ile dni zajmie wędrówka kasy mBank -> walutomat -> mBank) będę posiadaczem (a raczej niewolnikiem) tylko jednego kredytu. Możecie być pewni, że odtrąbię ten fakt w osobnym wpisie :)

W Allianz saldo zmniejszy się o niemal o 800 PLN i dług będzie wynosił mniej więcej 17 700 PLN. Jako, że to mój ostatni kredyt do pokonania zamierzam w końcu skorzystać z opcji nadpłacania i zwiększyć ratę przynajmniej o 50% czyli mniej więcej w okolice 1500 PLN. To plus pieniądze z 14-tej pensji i całkowite spłacenie kredytu na początku marca 2012 robi się całkiem możliwe do osiągnięcia. Poczekamy, zobaczymy co z tego wyjdzie.