niedziela, 31 lipca 2011

Lipiec 2011 - podsumowanie

Ostatnio lubię pisać podsumowania bo zamiast kajać się w nich z głupich wyczynów albo płakać nad nowymi wydatkami wpędzającymi mnie w finansową ruinę mogę przekazywać nieco pozytywnej energii umiarkowanego optymizmu.

Na początku miesiąca spłaciłem kartę kredytową w mBanku. Odpowiadając na ostatni komentarz przy tamtym poście: nie, nie przeciąłem karty na pół i nie wyrzuciłem jej, przynajmniej na razie. Nie noszę jej na co dzień przy sobie, leży razem z bankowymi papierami w segregatorze i nie grozi mi jej „nieopatrzne” użycie. W przyszłym tygodniu planuję zadzwonić do mBanku i dowiedzieć się jak wygląda procedura pozbycia się karty kredytowej, ciachanie jej nożyczkami wydaje mi się nieco histerycznym aktem zemsty na bogu ducha winnym kawałku plastiku. Już większy sens miało by pieprznięcie się młotkiem w łeb.

Lipiec na szczęście udało się przeżyć spokojnie jeśli chodzi o finanse. Z poprzedniej wypłaty zostawiłem sobie 500 euro marginesu bezpieczeństwa, ale w czwartek po tym jak kasa z wypłaty pokazała się na koncie dorzuciłem tę kwotę do przelewu do Polski. W piątek na koncie walutowym w mBanku pojawiło się więc 1275 euro. Po przepuszczeniu tego przez walutomat powinienem otrzymać 5000 PLN z groszami. Niestety po drodze jest właśnie trwający weekend więc euro póki co leżą na rachunku i czekają na poniedziałek.

Tydzień temu odwiedziłem Polskę na dwa dni aby pozałatwiać sprawy związanie ze sprzedażą auta. Odwiedziny w Urzędzie Miasta i zgłoszenie sprzedaży odbyło się bez problemów natomiast wizyta w PZU ujawniła ciekawą rzecz. Być może pamiętacie, że PZU przysyłało mi zawiadomienia o zaległościach w opłaceniu polisy ubezpieczeniowej. Ostatnie koperty (zawsze przysyłali cztery) przyszły na mój polski adres zameldowania w maju i teraz w końcu postanowiłem to wyjaśnić osobiście. Telefoniczne zgłoszenie posiadania zaświadczenia o zapłaceniu polisy jakoś nie odniosło skutku.

Pani w PZU przeczytała listy, wyszukała moje dane w systemie i zapytała czy moja agentka ubezpieczeniowa to ktoś dla mnie bliski. Nieco zdziwiony odparłem, że nie bo to po prostu agentka, z której usług korzystał mój kolega i mi ją polecił, ale poza corocznymi rozmowami ubezpieczeniowymi nic nas nie łączy. Pani odparła, że w takim razie powinienem sobie zmienić agenta bo chyba tę agentkę czeka dochodzenie ze strony PZU. 

Otóż okazało się, że pieniądze za ową nieszczęsną polisę zostały zaksięgowane dopiero 14 maja 2011, prawie 4 miesiące po tym jak wystawiono zaświadczenie, że nie zalegam z płatnościami. Być może to skutek zmian w systemie i przenosin Działu Księgowości, ale ponoć coś w systemie wskazuje, że dziwnie sporo klientów mojej agentki miało zawirowania w płatnościach. No cóż, dla mnie to żaden problem bo i tak polskie polisy teraz mnie nie dotyczą, najważniejsze, że Dział Windykacji PZU się odczepi. Podziękowałem za wyjaśnienia i ucieszony załatwieniem sprawy poszedłem na Rynek.

Wizyta w Polsce kosztowała mnie 240 PLN za bilet autobusowy i dodatkowe 300 PLN, które się rozeszło na McDonalda, wizytę w Empiku, jakieś zakupy aptekarskie i łażenie po mieście. Pogoda była tak paskudna, że chyba przytulniej by było na szkockich klifach z wilkołakami na wrzosowiskach w tle. Naprawdę się cieszyłem wsiadając do powrotnego autobusu.

Powyższe wydatki wraz z opłaceniem moich prywatnych zobowiązań i przelewem raty do Allianz powiększyło deficyt na kredycie odnawialnym do kwoty 5458 PLN. Oznacza to, że jeśli euro nie skoczy po weekendzie o parę groszy do góry (w co wątpię pomimo paniki sianej przez me(r)dia co do bankructwa USA) braknie mi około 500 PLN aby całkowicie spłacić to zadłużenie. Nie zamierzam jednak bić się w piersi i żałować zestawu powiększonego w McDonaldzie albo kupionej książki (notabene „Opętani” potwierdzają moje zdanie, że Chuck Palahniuk jest skrzywiony psychicznie :). Zejście z niemal 14 tysięcy długu do 500 PLN w ciągu dwóch miesięcy to moim zdaniem zajebiście dobry rozwój sytuacji.

Czujecie już te pozytywne wibracje bijące z moich postów? :)

poniedziałek, 4 lipca 2011

Karta kredytowa mBank spłacona (po raz drugi)

Dziś rano dostałem maila z Walutomatu, że przelew z mBanku dotarł i kwota 1995 euro została zaksięgowana na moim koncie. Od razu zalogowałem się na profil i złożyłem zlecenie wymiany całej kwoty na złotówki po kursie minimum 3.96 PLN (średni kurs wynosił nieco ponad 3.94 PLN). W ciągu kilkunastu minut moje zlecenie zostało zrealizowane w kilku etapach. Za euro otrzymałem 7900.20 PLN i po odliczeniu prowizji serwisu w wysokości 15.80 PLN mogłem zlecić przelew 7884.40 PLN na eKonto.

Kilka minut przed 13. pieniądze pojawiły się na rachunku w mBanku i mogłem przystąpić do bardzo przyjemnej czynności jaką było wejście do sekcji Karty,  wybranie „Spłata zadłużenia” i zaznaczenie opcji „Całość zadłużenia”. Mówię Wam, uczucie bezcenne, a przy okazji super prezent na urodziny :)

Aktualny stan moich zadłużeń w mBanku sprowadza się do minusowego salda na kwotę 2436 PLN na kredycie odnawialnym. Przy stanie sprzed miesiąca gdzie wisiałem mBankowi niemal 14 tysięcy wygląda to niegroźnie. Oczywiście jak wszyscy wiemy dziury w budżecie podobnie jak w drogach lubią się powiększać więc nie zamierzam lekceważyć tego długu. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to przelew po lipcowej wypłacie powinien w całości spłacić ten kredyt. Tutaj sporo zależy jednak od wydatków lipcowych i ile mi zostanie na koniec miesiąca więc możliwe, że spłata odwlecze się o miesiąc. Niemniej jednak sierpień stawiam sobie jako absolutny deadline bo ta zabawa już trwa za długo jak na mój gust.