sobota, 31 grudnia 2011

Grudzień 2011 - podsumowanie

We wtorek zadzwonił do mnie pan z firmy windykacyjnej zajmującej się dłużnikami w Get Bank i oznajmił, że zalegam im na 25 PLN z groszami. Zdziwiłem się co to niby jest Get Bank na co pan się zdziwił moją niewiedzą i wyjaśnił, że Allianz Bank stał się Get Bankiem. Powiedział też, że skoro mam wątpliwości co do tych 25 PLN to powinienem zadzwonić do banku bo on jest tylko od przekazywania informacji o zaległościach.

Zaintrygowany tą sytuacją wlazłem na stronę owego Get Banku i zalogowałem się loginem i hasłem z bankowości internetowej Allianza. Szybki look na harmonogram rat mojego kredytu i rzeczywiście listopadowa rata była wyższa od tej, którą zapłaciłem. Ok, no to zaległość jest ale czemu do cholery nikt mnie  nie powiadomił o zmianie rat?

Nigdy wcześniej nie używałem ich bankowości telefonicznej więc oczywiście się okazało, że hasło które mam zapisane jakoś nie działa. Po przejściu procedury ustawiania nowego hasła w końcu byłem z stanie się połączyć z żywym człowiekiem i zadać kilka pytań.

Zmieniona rata wynika z tego, że podniosły się stopy procentowe. Tak naprawdę rata wzrosła mi o 13 PLN z groszami, reszta tych 25 PLN to kara za zaległość. Żeby było śmieszniej to w systemie nie było żadnego info że mam jakieś zaległości.

Czemu nie dostałem żadnego powiadomienia o zmianie wysokości rat? Okazuje się, że pomimo tego że w lutym poszedłem do banku i zmieniłem adres korespondencyjny to pani na infolinii (a więc i ludzie wysyłający listy do klientów) miała mój stary adres. Smieszny detal: w bankowości internetowej w moich danych osobowych jak byk widniał aktualny adres. Grunt to porządek, prawda?

Przed świętami przelałem na rachunek kredytu grudniową ratę i 7000 PLN nadpłaty więc poprosiłem panią z infolinii aby zaliczono całą tę kwotę jako wcześniejszą częściową spłatę. Zażyczyłem sobie także aby zamiast obniżenia następnych rat skrócono mi ich ilość. I tu spotkała mnie kolejna niespodzianka ponieważ okazuje się, że skrócenie czasu kredytu można załatwić tylko podpisując aneks do umowy kredytowej co wymaga odwiedzin w placówce. Jakoś nie bardzo zgadza się to z informacjami jakich udzielono mi w banku podczas zawierania tej umowy.

W związku z tym zapytałem czy jeśli następnym razem znowu nadpłacę ratę i będzie to kwota wystarczająca na spłatę całości zadłużenia to też muszę iść do placówki i coś podpisywać. Pani wyjaśniła, że w takim przypadku kredyt zostanie po prostu zamknięty i nic więcej nie muszę robić. No cóż, przynajmniej tyle.

Za dwa dni, 3 stycznia moja nadpłata zostanie zaksięgowana i system wyliczy mi nowy harmonogram rat. Przypuszczam, że jedną lub dwie raty zapłacę w wymaganej wysokości, zakumuluję nieco kasy i w okolicach marca znowu rzucę tam większą kwotę. Tyle planów na nowy rok.

środa, 30 listopada 2011

Listopad 2011 - podsumowanie

Czekałem na koniec listopada z niecierpliwością bo to czas na podwójną wypłatę. Bonus pojawił się na koncie w przewidywanej wysokości i od razu z niego wyleciał w kierunku mBanku razem ze zwyczajową kwotą jaką posyłam co miesiąc do Polski. Tyle się nacieszyłem posiadaniem "tysięcy" euro na rachunku :)

Tak jak obiecywałem (sobie i Czytelnikom) już od kilku miesięcy cała kwota zostanie przeznaczona na wbicie pierwszego poważnego gwoździa w trumnę kredytu w Allianz. W tym momencie najlepsza oferta na Walutomacie wynosi 4.52 PLN i jeśli taki kurs się utrzyma do końca tygodnia powinienem dostać za swoje ojro około 11 200 PLN. Mam przewidziane pewne wydatki w Polsce, ale na pewno 9 lub 10 tysięcy PLN trafi do Allianz.

Obecnie, po zaksięgowaniu aktualnej raty (termin wg harmonogramu to 5 grudnia) saldo kredytu będzie wynosiło 15 409 PLN. Wątpię aby mi się udało wyrobić z przelewami do ostatniej sesji bankowej w piątek więc na razie kasę dla Allianz przechowam w mBanku i pod koniec grudnia na spokojnie dokonam ataku finansowego.

Regulamin kredytu wymaga powiadomienia banku o każdej nadpłacie. Musi być zgłoszona na infolinii banku z dyspozycją jak mają zmodyfikować plan na kolejne miesiące. Samo wpłacenie większej sumy nie wystarczy bo bez powiadomienia będą z niej pobierali po prostu tyle ile wynosi założona rata. Możliwości są dwie: nadpłata może pomniejszyć kolejne raty albo pomniejszy ich liczbę. Jako że mój plan zakłada jak najszybsze pozbycie się kredytu wybór jest raczej oczywisty.

Z innych doniesień finansowych mogę się na przykład pochwalić założeniem dodatkowego rachunku w banku austriackim. Teoretycznie jest to konto oszczędnościowe, ale oprocentowanie jest gdzieś w okolicach ułamków procenta rocznie więc gdzie mu tam do chociażby mBankowego eMaxa w euro (bodajże 1,6 % rocznie). Przeznaczenie konta jest inne: tam będę przechowywał kasę na opłaty z prąd. 100 euro co miesiąc odłożone zaoszczędzi mi gimnastyki przy kwartalnym przelewie do Wien Energie. Rachunek nie jest widoczny w bankomatach więc idealnie nadaje się do "ukrywania" kasy.

Drugim newsem jest to, że sztucznie powiększyłem sobie konto poprzez debet. Nie za duży, tylko 500 euro. Kilka razy musiałem za coś zapłacić kartą kredytową bo się okazało, że bankomatowa ma jakieś śmiesznie małe tygodniowe limity płatności. Ostatnio było to 2 tygodnie temu w Ikei gdzie nie mogłem zapłacić 210 euro chociaż miałem je na koncie. Kredytówkę rozliczają w okolicach 22 dnia miesiąca i tym razem obawiałem się, że może mi braknąć paru ojro. Jako, że mam ciekawe doświadczenia z niespłaconymi kartami kredytowymi wolałem ich uniknąć. I tak pojawił się debet i faktycznie zeszło z niego tylko 23 euro. Wypłata to wyrównała i po problemie. A kto to wie ile by mnie kosztował niespłacony kredyt na karcie?

Tak swoją drogą dostałem już od banku nową kartę bankomatową z rozsądniejszymi limitami. O ile dobrze pamiętam teraz mogę dziennie wypłacić z bankomatu 1100 euro i tygodniowo płacić w sklepach do 5000 euro. Ech, byłoby fajnie gdyby stan konta pozwalał na takie ekstrawagancje :)

poniedziałek, 31 października 2011

Październik 2011 - podsumowanie

W tym miesiącu było zabawnie, niestety z gatunku zabaw niezbyt wesołych. Z powodów osobistych moja ostatnia wizyta w Polsce przebiegała w niezbyt optymistycznych warunkach i oczywiście odbiło się to na moim portfelu kilkoma stówami. Można sobie teraz płakać nad czerwienią na wykresie, ale tylko kompletny młotek się cweli nad kosztami pomocy komuś bliskiemu.

Niewygodna atmosfera tamtego weekendu spowodowała że byłem zmęczony i w paskudnym nastroju i przed samym wyjazdem z Krakowa postanowiłem sobie nieco ubarwić życie. Wszedłem więc do iSpota i zakupiłem IPoda Touch 4G 32 GB za jedyne 1299 PLN. Uff, od razu zrobiło mi się lepiej, a i droga do pracy teraz upływa mi w rytmie przeróżnych rzeźni i chorych dźwięków.

Wypłatę dostaliśmy już w piątek więc od razu wyekspediowałem 900 euro do Polski na pokrycie moich ekstrawagancji i bieżących rachunków. Całkiem możliwe, że za kilka dni pójdzie drugi przelew na 100 lub 200 euro, zobaczymy jak wypadnie bilans naszych wydatków wiedeńskich.

Oczywiście zgodnie z planem powinienem w końcu zacząć nadpłacanie rat w Allianz, ale i tym razem nic z tego nie będzie. Przepraszam wszystkich zawiedzionych moimi wybrykami i olewaniem finansowych obietnic :)

Wielkie nadzieje pokładam w wypłacie listopadowej, która będzie zawierała bonusową pensję. O ile depresja nie doprowadzi mnie do zakupienia kolejnego sprzętu spod znaku jabłuszka to cała czternastka zostanie przesłana w prezencie do Allianz, z pozdrowieniami świątecznymi i życzeniem aby odpowiednio zmniejszyć ilość rat pozostałych do końca tego kredytu.

Tyle na dziś, życzę wszystkim wesołego dnia budzenia zmarłych :)

piątek, 30 września 2011

Wrzesień 2011 - podsumowanie

Kiedy wszystko wydaje się iść zgodnie z bardzo optymistycznym planem "to wiedz, że coś się dzieje". W moim przypadku diabeł objawił się pod postacią wiedeńskiej elektryki i nowego rachunku za prąd. Niestety oznacza to, że opłacenie należności odbyło się kosztem przelewu euro do Polski. A to z kolei wymusiło otwarcie kredytu odnawialnego na kwotę 2400 PLN. Błędne koło kredytów kręci się więc nadal.

A miało być tak pięknie. Kurs euro w okolicach 4.50 PLN znakomicie by się skomponował z pierwszą nadpłatą raty w Allianz. Na koncie w mBanku w końcu pojawiły by się jakieś cyferki po właściwej stronie zera. Po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy bank nie miałby powodu pobierać odsetek od zadłużenia. Po prostu cudownie.

Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Ale czego się spodziewać skoro w banku zamiast oszczędności człowiek kolekcjonuje zadłużenia? Każdy większy rachunek czy niespodziewany wydatek, którego nie da się ominąć powoduje co najmniej zahamowanie procesu wychodzenia z kredytów. Jak zwykle pozostaje zacisnąć zęby i walczyć dalej. W końcu za miesiąc znowu będzie okazja aby podjąć wyzwanie Actimela i rzucić w kierunku Allianz większą ratą.

poniedziałek, 5 września 2011

Kredyt odnawialny w mBanku spłacony

Dzisiaj w okolicach godziny 12 w południe dotarł do mBanku przelew z walutomatu i od tego momentu jestem zadłużony tylko w Allianz.

Yupiii! ^_^

Jeśli kogoś ciekawią szczegóły to wymieniłem 750 euro po kursie 4,1713 PLN za co po odliczeniu prowizji dostałem 3122,22 PLN. Dla rachunku w mBanku oznacza to plusa w wysokości 91,26 PLN.

Dzień bardzo radosny, ale na horyzoncie ciągle pozostaje ostatni dług w Allianz wynoszący obecnie 17 880 PLN. Jak już wspominałem w podsumowaniu sierpnia po zasypaniu dołka mBankowego zwiększę raty dla Allianz do około 1500 PLN (obecnie jest to 983 PLN). Potem mega rata z czternastki i będzie pozamiatane. No chyba, że jak zwykle coś się popindoli.

Tak więc co najmniej do końca roku nie nacieszę się żadnymi dodatkowymi euro, ale taki już los dłużnika prostującego swoje głupie decyzje finansowe. Za to jak już to w końcu spłacę... :)

środa, 31 sierpnia 2011

Sierpień 2011 - podsumowanie

W tym miesiącu doleciałem do wypłaty praktycznie na oparach finansowych gdyż cały mój majątek przez kilka ostatnich dni wynosił około 20 euro. Wczoraj pensja dotarła do banku i po niemal natychmiastowym rozesłaniu przelewów zostało mi ok 1/3 wypłaty jako budżet na cały wrzesień. Nie jest to tak mało nawet jeśli brać pod uwagę, że poza normalnymi wydatkami na jedzenie muszę z tego opłacić bilet miesięczny, internet i być może rachunek za prąd (jeśli elektrownia się wyrobi z obliczeniami).

Z powodu permanentnego braku czasu - który chyba ktoś mi bezczelnie kradnie bo poza chodzeniem do pracy to niewiele konkretnego robię - nie udało mi się skontaktować z mBankiem w sprawie pozbycia się karty kredytowej. Trudno, trzeba będzie się tym w końcu zająć w najbliższych dniach i przy okazji zrezygnować z kredytu odnawialnego (o którym nieco niżej).

Co do bardzo uszczuplonej sakiewki pod koniec miesiąca to kilka spraw się przyczyniło do takiego stanu rzeczy.

Po pierwsze postanowiłem kupić sobie wygodne krzesło do siedzenia przy komputerze. Spędzam tak po parę godzin dziennie wieczorami i mój kręgosłup zaczął się buntować przeciwko używaniu normalnego krzesła podkradzionego z zestawu od stołu obiadowego. Jak zwykle pojechaliśmy do Ikei i znalazłem bardzo wygodne krzesło za 70 euro. Drogo, nie drogo - mniejsza z tym, teraz siedzenie przy kompie jest naprawdę komfortowe.

Inną przyczyną było nieco zbyt łapczywe dziabnięcie wypłaty na cele spłaty kredytu w poprzednim miesiącu. Nie ma w sumie w tym nic złego, ale mogłem sobie jednak zostawić 100 euro więcej do dyspozycji. To zawsze jest ciężkie do wyważenia bo z jednej strony człowiek chce jak najszybciej pozbyć się kredytowego cholerstwa a z drugiej trzeba brać pod uwagę możliwość jakiejś małej awarii wymagającej gotówki. Teraz się udało, ale muszę na przyszłość ostrożniej dobierać proporcje w tej kwestii.

Do powyższych powodów trzeba uczciwie doliczyć około 100 euro puszczonych w knajpach przy okazji spacerów po Wiedniu czy imprezy pożegnalnej jednego z moich polskich kolegów z pracy. Przypuszczam, że ktoś skomentuje to w stylu "płacze nad kredytami, a szasta setkami euro na chlanie" ale cóż mam powiedzieć? Sytuacja kredytowa znakomicie się poprawiła, a nieco radości z życia też mi się należy. Najważniejsze to nie tracić z oczu głównego celu jakim jest spłata długów do lutego lub najpóźniej marca 2012, reszta to tylko small bumps on the road.

Ok, spójrzmy na obecny stan finansów.

Po wymianie 750 euro w walutomacie powinienem mieć około 3100 PLN. Ta suma wystarczy na opłacenie raty kredytu w Allianz, polskich rachunków i zobowiązań oraz (uwaga, uwaga) wyzerowania salda kredytu odnawialnego w mBanku.

Tak, proszę państwa, w poniedziałek lub wtorek (zależy ile dni zajmie wędrówka kasy mBank -> walutomat -> mBank) będę posiadaczem (a raczej niewolnikiem) tylko jednego kredytu. Możecie być pewni, że odtrąbię ten fakt w osobnym wpisie :)

W Allianz saldo zmniejszy się o niemal o 800 PLN i dług będzie wynosił mniej więcej 17 700 PLN. Jako, że to mój ostatni kredyt do pokonania zamierzam w końcu skorzystać z opcji nadpłacania i zwiększyć ratę przynajmniej o 50% czyli mniej więcej w okolice 1500 PLN. To plus pieniądze z 14-tej pensji i całkowite spłacenie kredytu na początku marca 2012 robi się całkiem możliwe do osiągnięcia. Poczekamy, zobaczymy co z tego wyjdzie.

niedziela, 31 lipca 2011

Lipiec 2011 - podsumowanie

Ostatnio lubię pisać podsumowania bo zamiast kajać się w nich z głupich wyczynów albo płakać nad nowymi wydatkami wpędzającymi mnie w finansową ruinę mogę przekazywać nieco pozytywnej energii umiarkowanego optymizmu.

Na początku miesiąca spłaciłem kartę kredytową w mBanku. Odpowiadając na ostatni komentarz przy tamtym poście: nie, nie przeciąłem karty na pół i nie wyrzuciłem jej, przynajmniej na razie. Nie noszę jej na co dzień przy sobie, leży razem z bankowymi papierami w segregatorze i nie grozi mi jej „nieopatrzne” użycie. W przyszłym tygodniu planuję zadzwonić do mBanku i dowiedzieć się jak wygląda procedura pozbycia się karty kredytowej, ciachanie jej nożyczkami wydaje mi się nieco histerycznym aktem zemsty na bogu ducha winnym kawałku plastiku. Już większy sens miało by pieprznięcie się młotkiem w łeb.

Lipiec na szczęście udało się przeżyć spokojnie jeśli chodzi o finanse. Z poprzedniej wypłaty zostawiłem sobie 500 euro marginesu bezpieczeństwa, ale w czwartek po tym jak kasa z wypłaty pokazała się na koncie dorzuciłem tę kwotę do przelewu do Polski. W piątek na koncie walutowym w mBanku pojawiło się więc 1275 euro. Po przepuszczeniu tego przez walutomat powinienem otrzymać 5000 PLN z groszami. Niestety po drodze jest właśnie trwający weekend więc euro póki co leżą na rachunku i czekają na poniedziałek.

Tydzień temu odwiedziłem Polskę na dwa dni aby pozałatwiać sprawy związanie ze sprzedażą auta. Odwiedziny w Urzędzie Miasta i zgłoszenie sprzedaży odbyło się bez problemów natomiast wizyta w PZU ujawniła ciekawą rzecz. Być może pamiętacie, że PZU przysyłało mi zawiadomienia o zaległościach w opłaceniu polisy ubezpieczeniowej. Ostatnie koperty (zawsze przysyłali cztery) przyszły na mój polski adres zameldowania w maju i teraz w końcu postanowiłem to wyjaśnić osobiście. Telefoniczne zgłoszenie posiadania zaświadczenia o zapłaceniu polisy jakoś nie odniosło skutku.

Pani w PZU przeczytała listy, wyszukała moje dane w systemie i zapytała czy moja agentka ubezpieczeniowa to ktoś dla mnie bliski. Nieco zdziwiony odparłem, że nie bo to po prostu agentka, z której usług korzystał mój kolega i mi ją polecił, ale poza corocznymi rozmowami ubezpieczeniowymi nic nas nie łączy. Pani odparła, że w takim razie powinienem sobie zmienić agenta bo chyba tę agentkę czeka dochodzenie ze strony PZU. 

Otóż okazało się, że pieniądze za ową nieszczęsną polisę zostały zaksięgowane dopiero 14 maja 2011, prawie 4 miesiące po tym jak wystawiono zaświadczenie, że nie zalegam z płatnościami. Być może to skutek zmian w systemie i przenosin Działu Księgowości, ale ponoć coś w systemie wskazuje, że dziwnie sporo klientów mojej agentki miało zawirowania w płatnościach. No cóż, dla mnie to żaden problem bo i tak polskie polisy teraz mnie nie dotyczą, najważniejsze, że Dział Windykacji PZU się odczepi. Podziękowałem za wyjaśnienia i ucieszony załatwieniem sprawy poszedłem na Rynek.

Wizyta w Polsce kosztowała mnie 240 PLN za bilet autobusowy i dodatkowe 300 PLN, które się rozeszło na McDonalda, wizytę w Empiku, jakieś zakupy aptekarskie i łażenie po mieście. Pogoda była tak paskudna, że chyba przytulniej by było na szkockich klifach z wilkołakami na wrzosowiskach w tle. Naprawdę się cieszyłem wsiadając do powrotnego autobusu.

Powyższe wydatki wraz z opłaceniem moich prywatnych zobowiązań i przelewem raty do Allianz powiększyło deficyt na kredycie odnawialnym do kwoty 5458 PLN. Oznacza to, że jeśli euro nie skoczy po weekendzie o parę groszy do góry (w co wątpię pomimo paniki sianej przez me(r)dia co do bankructwa USA) braknie mi około 500 PLN aby całkowicie spłacić to zadłużenie. Nie zamierzam jednak bić się w piersi i żałować zestawu powiększonego w McDonaldzie albo kupionej książki (notabene „Opętani” potwierdzają moje zdanie, że Chuck Palahniuk jest skrzywiony psychicznie :). Zejście z niemal 14 tysięcy długu do 500 PLN w ciągu dwóch miesięcy to moim zdaniem zajebiście dobry rozwój sytuacji.

Czujecie już te pozytywne wibracje bijące z moich postów? :)

poniedziałek, 4 lipca 2011

Karta kredytowa mBank spłacona (po raz drugi)

Dziś rano dostałem maila z Walutomatu, że przelew z mBanku dotarł i kwota 1995 euro została zaksięgowana na moim koncie. Od razu zalogowałem się na profil i złożyłem zlecenie wymiany całej kwoty na złotówki po kursie minimum 3.96 PLN (średni kurs wynosił nieco ponad 3.94 PLN). W ciągu kilkunastu minut moje zlecenie zostało zrealizowane w kilku etapach. Za euro otrzymałem 7900.20 PLN i po odliczeniu prowizji serwisu w wysokości 15.80 PLN mogłem zlecić przelew 7884.40 PLN na eKonto.

Kilka minut przed 13. pieniądze pojawiły się na rachunku w mBanku i mogłem przystąpić do bardzo przyjemnej czynności jaką było wejście do sekcji Karty,  wybranie „Spłata zadłużenia” i zaznaczenie opcji „Całość zadłużenia”. Mówię Wam, uczucie bezcenne, a przy okazji super prezent na urodziny :)

Aktualny stan moich zadłużeń w mBanku sprowadza się do minusowego salda na kwotę 2436 PLN na kredycie odnawialnym. Przy stanie sprzed miesiąca gdzie wisiałem mBankowi niemal 14 tysięcy wygląda to niegroźnie. Oczywiście jak wszyscy wiemy dziury w budżecie podobnie jak w drogach lubią się powiększać więc nie zamierzam lekceważyć tego długu. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to przelew po lipcowej wypłacie powinien w całości spłacić ten kredyt. Tutaj sporo zależy jednak od wydatków lipcowych i ile mi zostanie na koniec miesiąca więc możliwe, że spłata odwlecze się o miesiąc. Niemniej jednak sierpień stawiam sobie jako absolutny deadline bo ta zabawa już trwa za długo jak na mój gust.

czwartek, 30 czerwca 2011

Czerwiec 2011 - podsumowanie

Tym razem dobre wiadomości.

We wtorek znalazł się kupiec na moje mondeo. Po odliczeniu "kosztów operacyjnych" związanych ze sprzedażą na konto trafiło 5800 PLN. Kasa posłużyła mi na opłacenie polskich zobowiązań i spłacenie połowy zadłużenia na karcie kredytowej w mBanku.

Czerwiec to w Austrii miesiąc trzynastej wypłaty więc na konto dostałem praktycznie dwu-krotność swojego obecnego netto. Od razu przelałem 420 euro dla właścicielki mieszkania, 169 euro rachunku za prąd, a 2000 euro poleciało w stronę konta walutowego w mBanku. Dziś euro pojawiły się na rachunku skąd powędrowały do Walutomatu. Pozostaje cierpliwie poczekać aż tam dotrą, dokonać wymiany i wrzucić je z powrotem do mBanku na eKonto. Wg kalkulatora na Walutomacie powinienem dostać około 7950 PLN co z powodzeniem wystarczy na całkowite ubicie długu na kredytówce oraz na spłaceniu przynajmniej połowy zadłużenia w kredycie odnawialnym.

Najfajniejsze jest to, że na austriackim koncie nadal mam ponad 1000 euro więc jest duże prawdopodobieństwo, że na koniec lipca zostanie z tego kilka stówek, które pomogą w dalszym niwelowaniu zadłużenia w mBanku. Na razie jednak nie podniecam się za bardzo tą perspektywą gdyż już nie raz życie pokazało, że nieprzewidziane wydatki zdarzają się kiedy mogą wyrządzić najwięcej szkody w finansach. Tak więc zobaczymy jak akcja się rozwinie, ale jakąś cichą nadzieję na pozytywy można mieć. Generalnie jest realna szansa na kompletne pozbycie się długów mBankowych w przeciągu dwóch miesięcy.

Przyjmując, że sprawy w mBanku są jako tako wyprostowane dokonałem pobieżnych obliczeń co do przyszłości kredytu w Allianz. Rata, którą wpłaciłem dziś rano spowoduje, że saldo tego kredytu będzie w okolicach 19 500 PLN. Do listopada powinienem spłacić jeszcze 2800 PLN z groszami w normalnych ratach czyli saldo powinno zmaleć do około 17 000 PLN.

Dlaczego liczę akurat do listopada? Ponieważ wtedy dostanę czternastą wypłatę, która będzie nawet nieco większa niż ta czerwcowa. Oczywiście plan jest taki aby bonusową kasę w całości wrzucić do Allianz co pozwoliło by na zbicie zadłużenia do jakiś 7-8 tysięcy PLN. Ach, cóż by to było za wspaniałe uczucie za rok o tej porze być wolnym człowiekiem! :)

Ok, dość tych marzeń, czas wracać do klepania kodu.

wtorek, 31 maja 2011

Maj 2011 - podsumowanie

Kończy się właśnie kolejny miesiąc, ale nie jest to byle jaki miesiąc albowiem dziś o północy minie kwartał odkąd podjąłem pracę na obczyźnie. Jeśli umieracie z niecierpliwości w oczekiwaniu doniesień o bogactwie jakie udało mi się zgromadzić z arbajtu dla cysorza to polecam szybkie looknięcie na paski moich zadłużeń...

Tak proszę Państwa, to nie jest usterka techniczna. W dziurze budżetowej nadal bez zmian pomimo rzeki euro jaka płynie przez moje konto. Cały problem właśnie w tym, że płynie przez konto i trafia na szerokie wody międzynarodowej finansjery. Mnie pozostaje wilgoć na ścianach i nadzieja, że w końcu uda się zatkać wyciek.

Ok, dość tych metafor.

środa, 4 maja 2011

Kredytowe rocznice

Wczoraj, 3 maja, mBank pobrał sobie coroczną opłatę za przedłużenie umowy kredytu odnawialnego. Według obecnie obowiązującej tabeli opłat i prowizji jest to 1.8% wysokości kredytu co w moim przypadku oznacza, że za limit 7000 PLN zapłaciłem 126 PLN. Jeśli doliczyć do tego 73 PLN odsetek za aktualne zadłużenie mamy praktycznie 200 PLN kosztów kredytu w tym miesiącu.

Patrząc wstecz na historię używania tego kredytu aż się dziwię, że w chwili gdy naprawdę go potrzebowałem był w całości do dyspozycji. Jakieś chore zabawy z giełdą, kupowanie groszowych akcji i modlenie się o choćby grosza wzrostu, głupota aż bije po oczach. Owszem raz czy dwa się udawało złapać kilka stówek zysku, ale przeważnie cudem było wyjście na zero lub ze stratą prowizji.

Na szczęście wszystkie idiotyczne pomysły jak jeszcze mógłbym narazić te pieniądze na stratę odeszły w zapomnienie gdy podjąłem decyzję o wyjeździe za granicę. Pojawiły się prawdziwe potrzeby, które trzeba było sfinansować i żyłka hazardzisty pękła momentalnie. Pozostała tylko jeszcze jedna nauczka na przyszłość aby nie bawić się kredytem bo może się skończyć gorzej niż bieganie na oślep z nożem po markecie. Kids, don’t try this at home :)

sobota, 30 kwietnia 2011

Kwiecień 2011 - podsumowanie

Chociaż moje finanse wykazują coraz bardziej komunistyczną kolorystykę humor nie przestaje mi dopisywać. To chyba kwestia odległości jaka dzieli mnie od najbliższej placówki polskich banków. Niby systemy online znakomicie skracają wszelkie fizyczne dystanse, ale jednak coś w tym musi być, że od momentu wyjazdu jakoś nie bardzo płaczę nad dziurami w budżecie. Są i trzeba się starać je załatać, ale nie ma potrzeby spazmowania nad tym faktem.

Przy okazji świątecznej wizyty w Polsce znowu poszło trochę kasy. Właściwie to niewiele brakowało, żebym plastikiem zaskrobał o dno kredytowe. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy wystarczy pieniędzy na minimalną ratę za kartę kredytową. Sprawdziłem, wystarczyło z kilkugroszowym zapasem.

Obecny stan jak zwykle możecie zobaczyć na wykresach. Allianz sukcesywnie maleje, reszta dobija do 100% pojemności.

Z bardziej istotnych zmian jakie przyniósł kwiecień to przede wszystkim pozostawienie samochodu w Polsce celem sprzedaży. Kto czyta wiedeński lajf ten już wie, że austryjackie przepisy wymusiły na mnie tę decyzję. Finansowo powinno mi to pomóc bo odpadną mi koszty utrzymania, a jak się już znajdzie kupiec to i trochę dodatkowej kasy wpadnie do skarbonki. Nie chcę w tym momencie deklarować co zrobię z pieniędzmi za auto bo z jednej strony trzeba by spłacić przynajmniej kredytówkę, a z drugiej przydało by się mieć jakiś mały kapitał na wszelki wypadek. Ale nie ma co dzielić skróry na niedźwiedziu, będzie kasa to będziem nad nią główkować, teraz szkoda pikseli na takie rozważania.

Zanim wpłynęła wczoraj kwietniowa pensja miałem na koncie niecałe 5 euro i w portfelu około 20. Dla zabawy drażnię swojego kumpla narzekaniem, że mnie ściągnął do kraju drożyzny, małych zarobków i chorych przepisów na co on mi odpowiada, że nie wie na co się żalę bo powinienem się czuć jak w domu :) I tak sobie właśnie tu humorystycznie człowiek oczekuje na każde święto matki boskiej pieniężnej.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Lekarstwo na "inwestowanie"

Jeśli śledzicie tego bloga wystarczająco długo lub kliknęliście w odpowiednie wpisy w archiwum lub linki w wyszukiwarce to zapewne wiecie, że poza głupotą kredytową wielokrotnie wykazywałem także daleko posunięte zidiocenie "inwestycyjne". Wchodzenie w IPO, ale nie te co trzeba było. Akcje kupowane na podstawie kij wie jakich przesłanek. Szczęśliwe trafy, które równie dobrze mogły się okazać siekierą malowniczo wyrastającą mi z czoła. Udawanie przed samym sobą, że wiem co robię bo przecież jak byk widzę te dwie świece zwiastujące bogactwo. Łapanie spadających noży, które tak naprawdę były kowadłami miażdżącymi złudzenia. Tak, zdecydowanie było wesoło...

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Odpowiedzi na komentarze

Stwierdziłem, że komentarze pod ostatnim postem zasługują na oddzielny wpis wyjaśniający kilka rzeczy.

Kredyt konsolidujący w euro

Dziękuję, ale raczej nie skorzystam. Pomijając fakt, że bank jeszcze nie ufa mi na tyle aby mi dać kartę kredytową (notabene tak naprawdę to jest debetówka bo żadnego grace periodu nie ma i jest automatycznie spłacana pod koniec miesiąca ze środków na koncie) to wolę raczej korzystać z kursu euro do PLN. Chociaż kredyty tutaj mają o niebo lepsze oprocentowanie niż w Polsce (kumpel brał na budowę domu 50 tys. euro i wyszło coś około 7% o ile czegoś nie pomyliłem) to wizja wiązania sobie sznura na szyi zaraz na początku emigracyjnej przygody wydaje mi się głupia i jakaś taka... bezczelna.

"Wyjechałeś spłacać kredyty to je spłacaj a nie się pakujesz w następne"

Wyjechałem aby mieszkać, pracować i żyć poza Polską, a kredyty są smutną koniecznością, która niestety się ciągnie za mną niczym natchniona słowami piosenki "Keine grenzen" :) Tak samo jak spłacałem je w Polsce tak samo je spłacam będąc tutaj. Różnica jest tylko taka, że tu robię przelew "tylko" na 260 euro, a po drugiej stronie robi się z tego tysiak, który trafia do Allianz. W żadnym wypadku celem mojego wyjazdu nie było tylko spłacenie kredytów, w sumie nawet nie bardzo o tym myślałem podejmując decyzję o przeprowadzce.

"Nie wpadnij w pułapkę księgowania mentalnego i nie oszczędzaj przypadkiem na 2 czy 3% rocznie w euro równocześnie spłacając w Polsce kredyty oprocentowane kilka razy więcej."

Z tymi oszczędnościami w euro to na początek nie poszaleję, ale chcę jak najszybciej odłożyć sobie coś w rodzaju kilku stówek tak na wszelki wypadek. Realnie patrząc to pewnie zabierze mi to kilka miesięcy dopóki wydatki w rodzaju zakupów meblowych się nie zakończą.

A jeśli ktoś narzeka na małe procenty rachunków i lokat w Polsce to wiedzcie, że moje konto na przykład jest oprocentowane na całe 0,625% rocznie, a lokaty wcale bardziej atrakcyjne nie są. Co gorsza tutaj też wprowadzili "belkę" chyba od połowy 2010 roku i z całych 4 centów jakie mi przybyło na rachunku podatek zabrał 1 centa, a więc skromne 25%.

Póki co najlepszym wyjściem dla trzymania moich euro jest rachunek walutowy w mBanku, którego oprocentowanie 1,6% bije na głowę to co oferują banki austryjackie. Oczywiście trzeba tu mieć na uwadze szybkość dostępu do pieniędzy bo w sytuacji naprawdę awaryjnej dwa lub trzy dni jakie zabiera przelew to zdecydowanie za długo.

Ale żeby faktycznie nie mydlić sobie oczu pozornymi oszczędnościami, które w całości zżerają kredyty zamierzam dodatkowe pensje przeznaczać w miarę możliwości na spłatę rat. Obecnie na pewno priorytetem jest spłacenie karty kredytowej gdyż jej oprocentowanie jest najwyższe, a w następnej kolejności kredyt odnawialny. Gdy te dołki zostaną już zasypane przyjdzie czas na dorzucenie Allianzowi do pieca.

Towarzysze w kredytowej niedoli

Mam tu na myśli Mariusza i anonimowego autora komentarza o jedności w bólu gdy nadchodzi dzień płacenia rat :)

Dzięki za wasze komentarze i życzę nam wszystkim szybkiego doczekania wypłaty, z której ani grosza nie trzeba będzie oddawać bankowym pijawkom.

czwartek, 31 marca 2011

Marzec 2011 - podsumowanie

Parę tygodni temu na Onecie czy innej WP był płaczliwy tekst o straszliwych skutkach emigracji. Mężowie wyjeżdżają i od razu popadają w rozpustę o rodzinie pamiętając tylko przy przelewie do Polski. Żony zadręczają się wyobrażaniem sobie co też mężus wyprawia skoro nie ma mu kto smyczy skrócić. Dzieci zapominają jak wygląda tatuś i wplatują się w ciężkie klimaty jednocześnie pragnąc aby miłość rodzicielska i spokój rodzinnego gniazda powrócił. A wszystkiemu winna ludzka zachłanność i pogoń za pieniądzem. O ile było by szczęścia w Polsce gdyby wszyscy pokornie klepali słodką biedę wzorem rodziny Zbawiciela...

W moim wypadku ofiarą emigracyjnego zamętu padł na przykład ten blog. Rozwijałem go od kilkunastu miesięcy, udało mi się zebrać całkiem fajną publiczność i wszystko poszło w piach gdy tylko dowiedziałem się, że wyjeżdżam z kraju. Shame on me...

Daleki jestem od usprawiedliwiania się przed kimkolwiek. Blog to hobby nie praca, nie muszę wyrabiać normy. Ciężko jednak wymagać aby czytelnik powracał jeśli raz, drugi, trzeci odświeża RSSa a tu nic nowego od grapkulca nie ma. Na szczęście chociaż podsumowania miesiąca pojawiają się regularnie. Dziś jednak postanowiłem połączyć wpis podsumowujący z odrobiną refleksji nad losem zadłużonego emigranta.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Luty 2011 - podsumowanie

Miesiąc upłynął mi kompletnie na organizowaniu przeprowadzki do Wiednia. Oczywiście trzepnęło mnie to nieźle po kieszeni więc jest powód do płaczu. Mam nadzieję, że marcowa wypłata w euro nieco złagodzi ból.

Jako, że emigruję wraz z moją ukochaną trzeba było zadbać o masę rzeczy, które w przypadku wyjazdu samotnego i/lub krótkoterminowego w ogóle nie zaprzątały by mi głowy. Na przykład trzeba było zdjąć sobie simlocka z telefonów - 40 PLN albo kupić sporo rzeczy codziennego użytku, które i tak mieliśmy wymienić bo się zużyły typu sprane podkoszulki czy świeża kołdra. Właśnie te pierdółki pochłonęły najwięcej kasy. Ile dokładnie nawet mi się nie chce opisywać, kto jest ciekaw ogólnego stanu masakry portfela niech spojrzy na moje paski finansowe.

Przez całe zamieszanie wokół przeprowadzki totalnie wypadłem z obiegu jeśli chodzi o blogowanie i odpisywanie na Wasze komentarze. A teraz, kiedy już jestem w Wiedniu, ale jeszcze bez założonego internetu ten stan milczenia z mojej strony się utrzyma jeszcze przez kilka dni. Dziś odwiedziłem siedzibę UPC i modem mają mi podesłać w ciągu tygodnia więc jest nadzieja, że w weekend będę informował o postępach w asymilacji tubylczych obyczajów. Zresztą dokładniej opiszę wszystko na wiedeńskim lajfie siedząc już przy swoim laptopie w swoim mieszkaniu. Ten wpis powstaje na kompie mojego kumpla, który jakby mało było pomocy przy mojej emigracji to jeszcze mi użycza mieszkania jako kawiarenki internetowej :)

Z ciekawszych rzeczy to dziś w skrzynce mailowej zobaczyłem wiadomość z pytaniem czy jestem zainteresowany sprzedażą domeny rsstube.pl. Szczerze mówiąc nie wiem. Chyba od dwóch miesięcy nie zaglądałem w statystyki tej witryny, ale brak przelewów od google wskazuje, że jednak nie jest to żyła złota :) Może faktycznie warto by spieniężyć domenę? Z drugiej strony za rok domena może być już nieźle wypozycjonowana i przez to jeszcze więcej warta. Ach, te dylematy...

Z planów finansowych na marzec to przede wszystkim nie zostać zwolnionym i doczekać wypłaty :) Cała reszta bałaganu będzie musiała poczekać aż zadomowię się w nowym miejscu i znajdę chwilę aby spokojnie wszystko policzyć i pomyśleć.

środa, 23 lutego 2011

Musi być gorzej żeby mogło być lepiej

A przynajmniej tak się pocieszajmy...

Zastanawiałem się czy o kosztach związanych z przeprowadzką do Wiednia pisać tu czy na "Wiedeńskim lajfie", ale w końcu zdecydowałem, że skoro mowa jest o pogłębianiu dziury finansowej to fkincredits pasuje bardziej.

Na blogu emigracyjnym wspominałem już o kosztach wynajmu mieszkania w Wiedniu. Dla przypomnienia:
  • 916 euro - prowizja agencji nieruchomości
  • 1680 euro - kaucja
  • 151 euro - koszty operacyjne
  • 420 euro - czynsz
Dodatkowe koszty to jakie poniosłem podczas tygodnia szukania mieszkania:
  • 56 euro na parking - 7 euro za dobę, auto stało 8 dni
  • 180 euro na materac w IKEA - mój pierwszy mebel
  • 33 euro na bilety komunikacji miejskiej
  • 50 euro na piwo i fast food
  • 52 euro na paliwo (tankowanie od 1/3 baku do pełna)
To są koszty poniesione tam na miejscu, których wysokość znam dokładnie lub mniej więcej jestem w stanie oszacować.

poniedziałek, 7 lutego 2011

No i zostałem celebrytą

Dzięki cynkowi od Czytelniczki ukrywającej się W Kreciej Norze dowiedziałem się dziś, że wg Pani Anny Pawłowskiej jestem "popularnym blogerem". W artykule pod tytułem "Opisz mi swój portfel, a powiem Ci ile zarobisz" wymienia mnie ona obok tak znanych osobistości polskiej blogosfery jak Krzysztof Lis, Kominek czy Marcin Samsel, który ostatnio wystrzelił się w rajskie krajobrazy Meksyku.

Szczerze mówiąc bardziej się spodziewałem, że kiedyś trafię do kroniki kryminalnej za jakieś idiotyzmy wyprawiane po pijaku na totalnym autopilocie niż do artykułu o finansowym blogowaniu. Teraz czekam na zaproszenie do Tańca z gwiazdami :)

środa, 2 lutego 2011

Closing spree

Przeszedłem się wczoraj po bankach w celu pozamykania zbędnych rachunków. Było to o tyle łatwe, że wszyscy zainteresowani mają przynajmniej jedną placówkę na ulicy Kalwaryjskiej więc mam ich niemal na wyciągnięcie ręki po drodze z pracy. Sumarycznie wizyty zajęły mi około 30 minut więc można powiedzieć, że ekspresowo.

Allianz

Tu nie było zamykania, ale okazało się, że kompletnie zapomniałem jaki sobie ustaliłem PIN do ich serwisu online więc wstąpiłem zapytać czy można to jakoś załatwić. Bez tego PINu nie można się zalogować przez sieć, a także nie da rady nic załatwić przez telefon co może się okazać dość problematyczne kiedy będę przebywał za granicą.

Okazało się, że nie ma najmniejszego problemu z ustawieniem sobie nowego PINu i po 3 minutach wyszedłem z papierkiem poświadczającym te operację. Gdy tylko dotarłem do domu zalogowałem się do serwisu i ustawiłem swoje hasło, którego raczej nie zapomnę.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Styczeń 2011 - podsumowanie

Ostatni dzień miesiąca więc czas ponarzekać na dziury w budżecie. Jak zwykle pensja przyjdzie na konto i wyjdzie z niego w tempie ekspresowym w różnych kierunkach. Taki to już lajf etatowca z kredytami.

Jeśli ktoś spogląda na paski moich finansów to zauważył, że kredyt odnawialny i karta kredytowa pozostają bez zmian na minusie. Niestety ciągle nie udało mi się zasypać tych dołków i pewnie jeszcze chwilę tak zostanie.

piątek, 21 stycznia 2011

Konta do odstrzału

Doszedłem do wniosku, że mam za dużo kont bankowych i korzystam z nich właściwie bez sensu. No bo sami spójrzcie:
  • wypłata idzie do mBanku
  • z mBanku płacę ratę kredytu w Allianz
  • do Eurobanku idzie kasa na resztę płatności tak żeby spełnić warunek darmowości konta (minimum 800 PLN wpłaty w miesiącu)
  • do DB wysyłam sobie kilkaset PLN "na życie" czyli bilet MPK, soczewki i jakieś tam swoje małe zakupy typu fajki czy batoniki czy też okazjonalne wypady na miasto
  • z DB do Eurobanku leci codziennie "fkin five" i jest tam rozdzielona pomiędzy rachunki oszczędnościowe po ok 50 PLN tak żeby tego grosza dziennie dostawać z odsetek
  • to co zostanie w mBanku (zazwyczaj niewiele) idzie na spłatę karty kredytowej (przeważnie używanej z umiarem)