sobota, 17 października 2009

No to zaczynamy...

Tytuł bloga chyba wystarczająco określa moje odczucia względem posiadanych kredytów. Chociaż nie, to nie ja posiadam kredyty, to one posiadają mnie! Każdego miesiąca zabierają mi 25% tego co zarobiłem. To jest 1000 PLN, które mógłbym wydać na coś pożytecznego albo przynajmniej przyjemnego. Mógłbym te pieniądze odłożyć, zainwestować, kupić sobie jakiś modny gadżet. Nawet jakbym je wydał na wódkę i najlepsze cygara pożytek byłby z tego większy niż oddawanie ich bankowi jako raty kredytu!

Skąd się wzięły te długi? Szczerze mówiąc to z głupoty. Patrząc wstecz, przypominając sobie momenty kolejnych zakupów ratalnych, nieostrożnego płacenia kartą kredytową, nie mogę inaczej tego określić niż głupoty. Na przykład plazma 42 cale kupiona na raty 2 lata temu. Cena 4000 PLN, 36 rat niestety nie 0%. Wtedy jeszcze nie widziałem tego co widzę dziś, dług wielkości 36000 PLN. Wtedy to było kolejne 120 PLN czy coś koło tego, groszowa sprawa, w końcu zarabiam wystarczająco. A jak tu żyć bez wielkiego telewizora? Toż to bardziej potrzebne niż jedzenie, plomba w zębie czy nowe buty.



Można zapytać: skoro teraz płacisz 1000 PLN rat kredytowych to nie lepiej było sobie odkładać te pieniądze i kupić to co chciałeś za gotówkę? Wiecie jak do niedawna myślałem w materii oszczędzania? Skoro nie mogę odkładać przynajmniej 1000 PLN miesięcznie to jaki sens jest odmawiać sobie czegoś żeby zaoszczędzić marne 200 albo 300 PLN? No bo przecież rocznie to daje maksymalnie jakieś 3600 PLN, co to jest? Nic!

Ale to się zmieniło. Nie wiem dokładnie co sprawiło, że zmieniłem swoje podejście do pieniędzy i oszczędzania. Może to był blog Frugala, na który natrafiłem przypadkiem nudząc się w pracy lub inny blog z jego listy czytanych. Może artykuł na jednym z portali, z którego wynikało, że Polacy zadłużają się jak szaleni a potem budzą się z ratami większymi niż ich dochody. Zresztą nieistotne co to było, ważne że mam mocne postanowienie zmiany swoich przyzwyczajeń finansowych. Dlatego też zaczynam pisać na blogu. Żeby utrzymać swoją motywację, żeby w chwilach zwątpienia lub zmęczenia móc przeczytać co już zrobiłem, co planowałem, co jest nagrodą za trud.

Jestem dopiero na początku długiej drogi. Na jej końcu jest życie bez konieczności płacenia jakichkolwiek rat, bez zaciągania kredytów z byle powodu. Są tam też oszczędności wystarczające na pokrycie niespodziewanych wydatków przekraczających przewidziany budżet. Jest tam także poczucie wolności, przyjemność bezpiecznego pozwalania sobie na zachcianki, wygoda, spokój. Jest tam wszystko to co odbierają mi kredyty.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zacząłem czytać ten blog ,bo sam chcę wyjść z długów i zacząć nowe życie.Ten tekst pasuje do mnie jak ulał.Też nie wiem kiedy to się stało że zacząłem inaczej patrzyć na pieniądze.Myślę że był to proces,zbiór różnych sytuacji i emocji....no to zagłębiam się w Twój blog:)

Prześlij komentarz