poniedziałek, 28 czerwca 2010

Dla ciebie wypalam się...

Od jakiegoś czasu, w sumie to już kilka miesięcy będzie, chodzę do pracy głównie po to żeby z niej wyjść. Odbijam się pod zegarem o 7 rano i o 15 już radośnie tuptam w stronę przystanku tramwajowego ciesząc się, że kolejny dzień arbajtu jakoś minął i weekend coraz bliżej. A 8 godzin w pracy głównie symuluję i albo piszę notki na swoim blogu (tak jak teraz) albo czytam innych albo czytam książki w pdfach albo robię coś zupełnie innego. Praca mnie nudzi i generalnie czuję słabość jak sobie pomyślę, że mam klepać kolejny dialog albo kolejne przerzucanie danych z jednego formatu w drugi. Nuda i zniechęcenie, etat programisty.

Niedawno byłem na rozmowie w sprawie pracy i przypuszczam, że byłem zbyt szczery. Nie zadawano mi żadnych pytań technicznych za to było sporo gadania o tym w jakich projektach brałem udział, jakie mam doświadczenia w różnych aspektach projektowania i klepania kodu i takie tam bzdury. Mój błąd polegał na tym, że powiedziałem wprost, że mojej opinii moje umiejętności nie są wykorzystywane tak jak powinny. Dostaję ciągle takie same zadania, zero wyzwań, zero możliwości rozwijania się zawodowo. Wszystko jest kopią kopii kopii tego co już robiłem wiele razy. No i za mało zarabiam :)

Tamtej posady oczywiście nie dostałem, ale było to pouczające doświadczenie. Nie powiem, że się z tego cieszę bo straciłem parę godzin na dojazd i gadanie o pierdołach, a mógłbym w tym czasie spokojnie przeczytać kilka opowiadanek Philipa K. Dicka. Ale teraz już wiem, że całe to pieprzenie o byciu sobą na rozmowach kwalifikacyjnych to bzdura. Mając w CV dekadę programowania nadal trzeba być entuzjastycznym jak mały piesek na widok miski żarcia. Oczywiście, że mnie cieszy przesuwanie ikonek na toolbarze! Kompilowanie pod x64 jest szczytem moich ambicji! W życiu nie marzyłem, że będę mógł napisać konwerter XMLa na txt! Litości, proszę...

Oczywiście od razu ktoś powie, że bycie sobą nie polega na prezentowaniu zblazowania i generalnym podejściu been there, done that. Z tym się zgadzam, ale czy jednak nie mam prawa oczekiwać po pracodawcy nieco innego traktowania niż studenciak z jeszcze ciepłym dyplomem i klonem notatnika w portfolio? Czy ciągle trzeba udawać, że praca to źródło ekscytacji, a nie po prostu sposób zarabiania pieniędzy? Czy nie można by sobie szczerze powiedzieć, że zamieniam swój czas i umiejętności na kasę, ale nie składam nikomu hołdu pruskiego? Nie jestem wyjątkowym płatkiem śniegu, ale doświadczenie jakie zebrałem podczas tych lat jest warte więcej niż głowa pełna ideałów i gotowości na pchanie się w tematy modne zamiast działających. A może jednak nie?

Wracając jednak do nudy i poczucia bezsensu w pracy to wczoraj w Charakterach był artykuł opisujący właściwie wszystkie te symptomy, które u siebie zaobserwowałem. Są to objawy... wypalenia zawodowego. No patrzcie państwo, a myślałem, że to po prostu lenistwo mi się uruchomiło na maxa. Najciekawsze jest to, że pani profesor będąca autorką tego artykułu nie podała żadnych sposobów samodzielnej walki z tym paskudztwem. Po lekturze wiedziałem jednak co może zakończyć moje werterowskie cierpienia. Mój pracodawca musi mnie docenić i to wystarczy. Wow!

Ewidentnie brakuje mi pochwał za dobrze wykonaną pracę więc robię coraz mniej bo skoro i tak nikt się nie czepia to po co się przemęczać. Nie mam kontroli nad tym co dostanę do roboty więc nie dbam o jakość tego co wyjdzie spod moich klawiszy. Firmą rządzi handlowiec więc dla niego każdy software to taki Excel tylko z okienkami zamiast kratek. Płacić za doświadczenie więcej nie trzeba bo zawsze można zatrudnić studenta za 1/5 stawki. Poza tym udziałowcy mogliby się zainteresować za wysokim słupkiem kosztów i trzeba było by się tłumaczyć i być może ryzykować stołkiem.

Najgorsze jest to, że samo programowanie dalej mnie bawi i nie chciałbym robić czegoś innego. Problemem jest sposób w jaki jestem zmuszony pracować, cała otoczka będąca wypadkową ludzi, okoliczności, utartych ścieżek. Niemal taśma ze śrubkami, a każda następna jest taka sama jak poprzednia. I murzyn przy bębnach tępo wybijający rytm byle do gwizdka kończącego zmianę.

Ech, chyba dziś znowu wpiszę w google "nuda w pracy" i poczytam co inni o tym piszą...

PS: to, że innym jest gorzej nie znaczy, że nie można narzekać na to co się ma :)

16 komentarzy:

matipl pisze...

praca to źródło ekscytacji, a nie po prostu sposób zarabiania pieniędzy?

Jeśli tylko sposób zarabiania, to mało kto będzie Ciebie chciał z obawy, że za pół roku znajdziesz kolejną.
Moim zdaniem na interview trzeba być sobą. Ale trzeba zdawać sobie sprawę z własnych ułomności i próbować je naprawić, aby nie trzeba było ściemniać że się kocha co się robi...

Paweł Kata pisze...

Tego, o czym piszesz, właśnie w swoim życiu chciałbym uniknąć. Pozdro dla kolegi programisty!

grapkulec pisze...

@matipl

wiesz, czytam trochę mądrych ludzi z branży i generalnie zgadzają się oni w jednym: to pracodawca musi zapewnić ludziom komfort pracy i dbać o morale. inaczej kończy się to tak, że co zdolniejsi pójdą gdzieś indziej albo na swoje, a ci co zostaną zaciągną firmę na dno jakościowe.

nie twierdzę, że prezes musi mnie codziennie głaskać po główce i chwalić, ale programiści to generalnie grymaśne zwierzaki i od czasu do czasu trzeba im rzucić coś do zabawy, dać okazję do pokazania się, sposobność do nowości i bycia dumnym z produktu. tego niestety u mnie w pracy nie ma, za to jest ciągłe "na wczoraj, za darmo".

@Paweł Kata

z tego co kojarzę działasz teraz samodzielnie więc jeśli się nie zapędzisz dobrowolnie w jakiś obłędny kierat to raczej ci nie grozi nuda. chociaż ciągły stres i pogoń za zleceniami też się może skończyć wypaleniem :)

matipl pisze...

@grapkulec: jasne, że chęci do pracy zależą w dużej mierze od pracodawcy.
Ale nie ma się co łudzić, że przez cały czas kariery zawodowej będziemy mieli urozmaicone życie, wciąż z nowymi wyzwaniami.
Chyba, że postaramy się o odpowiednią posadę, których jest bardzo mało.

Co do obecnej Twojej pracy...dawno bym już ją zmienił... Tylko to też ma minus na interview, jeśli często to robimy ;) Stają się wtedy nie ufni j.w.

grapkulec pisze...

@matipl

nie zmieniam pracy zbyt często, tutaj jestem już 3,5 roku więc za jumpera mnie ciężko wziąć. co do zmiany to szukam cały czas i sporo mam ofert, które odrzucam na wejściu bo raz, że nie pójdę za stówkę więcej, a dwa że nie zawsze firma lub tematyka mi pasuje. ale headhunterzy dzwonią więc może w końcu coś się trafi albo wymyślę co ze sobą zrobić na własny rachunek :)

Richmond pisze...

Przezywalam to jakies 7-8 lat temu. Glownie dlatego, ze prace odwalali za mnie pracownicy firmy outsourcingowej, wiec ja prawie nic nie robilam. A ile naczytalam sie wtedy ;)

Powiedzenie, ze w obecnej pracy nie wykorzystuje sie wszystkich umiejetnosci i brak Ci wyzwan nie wydaje mi sie bledem. Chyba, ze w Polsce jest to blad, nie bylam na zadnym interview w ojczyznie od 10 lat, wiec nie wiem.

Najlepsze wyjscie to zmienic prace. Niestety w nowym miejscu moze byc podobnie, jak nie od razu, to po jakims czasie jak wpadniesz w rutyne. Ale jak obijac sie, to chociaz za lepsze pieniadze ;)

matipl pisze...

@grapkulec: jeśli stówka więcej, a warunki mogą być zgoła inne, to dlaczego nie spróbować?
Czy może po prostu lubisz narzekać ;)

grapkulec pisze...

@Richmond

z tego co udało mi się zaobserwować w Polsce to jest w ogóle specyficzny rynek. wszyscy się naczytali o uśmiechniętym podejściu Amerykanów co to nawet ze spluwą przy skroni na pytanie "jak leci?" odpowiadają, że świetnie. a jedynym powodem do zmiany pracodawcy musi być chęć wyprucia sobie flaków ku chwale prezesa/firmy/marki/ludzkości. a jak ktoś zacznie po ludzku mówić o tym co go faktycznie boli w obecnej pracy i że dana firma wydaje mu się atrakcyjna nie tylko finansowo, ale też ideowo to od razu się włącza dzwonek alarmowy, że brak lojalności, że primadonna, że każdy by chciał dużo zarabiać i nic nie robić.

Joel Spolsky kiedyś pisał o swojej firmie, że chciał stworzyć takie środowisko pracy gdzie on jest najmniej ważny. Po to zatrudnia specjalistów żeby brali na siebie ciężar odpowiedzialności za decyzje techniczne, ale w zamian daje im highendowy sprzęt, możliwości pracowania z takimi samymi specjalistami jak oni, luźną atmosferę pracy i takie stawki, których ciężko szukać u innych. ale z tego co Joel pisał to on generalnie był bardzo blisko swoich pracowników i co najważniejsze sam przechodził przez to czego im chciał oszczędzić.

no ale jak programistów się wciska w sztywne tabelki excelowych statystyk to ciężko wymagać żeby jednocześnie dopingować indywidualność.

@matipl

narzekać lubię bo jak się człowiek za bardzo cieszy tym co ma to przestaje szukać alternatyw :)

a z tą stówką więcej to jest tak, że jeszcze mi się nie trafiła oferta usprawiedliwiająca swoją atrakcyjnością znikomy skok finansowy. nie mówię kategorycznego nie, ale w końcu samymi atrakcyjnymi projektami nie opłacę czynszu :)

ympl pisze...

Skoro masz dużo wolnego czasu i umiejętności, to może spróbuj stworzyć jakiś własny projekt i potem go obstawić za kasę? Nie żebym się wymądrzał, bo sam tego jeszcze nie potrafię zrobić. ;)
Zawsze w ramach ambicji można się zanurzyć w społeczności opensource i rozwijać te projekty, to jednak kredytów nie spłaci. :D

grapkulec pisze...

@ympl

open source'a nie lubię ze względów ideowych :) pisanie czegoś swojego być może, ale póki co nie mam pomysłu, który by mnie tak podniecił żebym zaczął go poważnie rozważać. świat nie potrzebuje kolejnego klona Norton Commandera :)

WhiteLightning pisze...

Zeby cos swojego zrobic dochodzi jescze jeden problem. Po 8h przy kompie ma sie juz naprawde dosc, do tego siedzenie przy monitorze po 20h dziennie nie wplywa dobrze na zdrowie.
Do tego dochodzi problem wymyslenia czegos co mozna zrobic samemu w rozsadnym czasie i z czego moznaby jakis zysk wyciagnac. Nie mowiac pozniej o rozliczaniu zysku, zakladaniu dzialalnosci (niestety sa lojalki w niekotryh firmach) itp.

Richmond pisze...

Ja wychodze z zalozenia, ze na interview mowi sie to, co chce uslyszec pracodawca. Nie wazne co ja mysle, skoro chce dostac te konkretna prace, za dana stawke. Pracuje dla pieniedzy, a nie dla ideii.

Szczesliwie jako konktraktowiec nie musze juz wymyslac dlaczego chce zmienic prace i co nie podoba mi sie w obecnej (zawsze mowilam, ze szukam nowych wyzwan). Nikogo tez nie obchodzi ile pracowalam u poprzedniego pracodawcy, bo konktrakt byl na okreslony czas i do widzenia.

niktwazny pisze...

@grapkulec
"bo raz, że nie pójdę za stówkę więcej, a dwa że nie zawsze firma lub tematyka mi pasuje."

0.Jeśli warunki pracy są lepsze a na dodatek dostaniesz 100,200,300 zł a Ty nie podejmiesz wyzwania Actimela :) - to będziesz stratny bo:
1. twoje zarobki pozostaną tak samo niskie
2. praca nadal będzie nudna i frustrująca
3. twoje kompetencje pozostaną na tym samym poziomie, a część zaniknie
4. będziesz miał coraz mniejszą szansę na zmianę pracy
5. na końcu zostaniesz zwolniony w najmniej odpowiednim momencie .

Ad5: Tak kończą pracownicy firm konsultingowych realizujących monotonne projekty(KPMG,PWC,EY). Dokładniej ci którzy nie awansują i w porę sami się nie zwolnili .

Domowybank pisze...

@Grapkulec
Znam to uczucie wypalenia i znuzenia praca i wiem jak frustrujace ono jest. Kazdy musi znalezc swoj sposob na zmeczenie praca. Moj tata, ktory jest budowlancem zawsze byl (i jest) ciekawy swiata i nawet (tu pewnie usmiechniesz sie z politowaniem) z kopania dolu staral sie zrobic sztuke - analizowal jak wyrzucac piasek, zeby sie nie obsuwal i nie marnowac sil, dlatego zawsze jest najlepszy w swojej pracy i nie wypala sie nawet w takiej glupiej robocie.
Kazde zajecie, ktore wykonujesz moze byc sztuka, ktora robisz dla siebie, nie dla pracodawcy, czy uzytkownikow oprogramowania.

Poza tym zawsze warto zmienic prace, nawet dla "przewietrzenia" umyslu i poznania nowych ludzi - wierz mi zmieniajac prace nie bedziesz sie nudzil. Ja bym zmienil prace nawet dla tej stowki wiecej, dzieki ktorej moglbym kupic sobie lepsze piwko co tydzien, albo w ciagu roku odlozyc pln 1200 na nastepne wakacje, albo uzbierac mily portfelowi kapital na starosc :)

W koncu mozesz tez robic jakies fuchy po pracy, jako freelancer lub uczestnik jakiegos projektu.

Pamietaj, ze swiata nie zmienisz, predzej siebie samego.
A na rozmowach kwalifikacyjnych trzeba odstawiac szopke, bo tak jak ty chcesz zeby sprzedawczyni w spozywczaku byla mila za Twoje pieniadze, tak pracodawca placacy ze swojej kieszeni tez chce zeby mu "slodzic" :)

grapkulec pisze...

zmotywowaliście mnie: właśnie wysłałem cv do Google :)

Maciej pisze...

Ambitnie ;) Powodzenia w takim bądź razie! :)
A mnie moja praca też już wkurza, ale samym narzekaniem niczego nie zdziałamy. Trzeba kierować swoim życiem, a nie zdawać się na ślepy los :)
Także zastanów się, co chcesz robić konkretnie i szukaj pracy w tym kierunku. Albo zrób stronkę typu algorytmy.pl - tam facet zarabia na swojej wiedzy. Bądź kreatywny :)

Prześlij komentarz