wtorek, 15 czerwca 2010

50-30-20 czyli wymiary idealnego budżetu

Podobno dobrymi proporcjami procentowego podziału budżetu są wartości 50-30-20. 50% zarobków powinno iść na potrzeby, 30% na zachcianki a 20% na oszczędności. Kiedyś nawet Oprah miała o tym program więc to musi być prawda :)

Po zapytaniu google'a na pierwszym miejscu ukazuje się adres aplikacji, której możemy użyć do sprawdzenia jak nasze wydatki pasują to tej pięknej idei. Oczywiście jest to zorientowane na USA więc liczymy w dolarach, ale cyferki są raczej uniwersalne. Mnie od razu wyszło, że generalnie potrzeby (czyli to co obowiązkowe do płacenia i kupienia) pochłaniają również część teoretycznie zachciankową przez co nie bardzo chciało mi się wypełniać dalsze ekrany z bardziej szczegółowymi podziałami.

No więc do ideału mi daleko, ale czy to jednak oznacza, że albo wydaję albo oszczędzam bo na obie opcje sakiewka za mała?

Zrobiłem listę obowiązkowych wydatków, które ponoszę co miesiąc. Jest tego zaledwie 7 pozycji i sumarycznie pochłaniają 75.79% moich zarobków netto. Są tam kredyty (Allianz i karta GE), koszty życiowe (czynsz, jedzenie, kosmetyki), bilet MPK, abonament za neta i kilka innych prywatnych spraw. Normalne ludzkie rzeczy, za które chyba każdy płaci o ile nie mieszka w kartonie, nie myje się w kałużach i utrzymuje jako taki poziom i komfort życia. Powtarzam: to są wydatki niezbędne i niemożliwe do zmniejszenia, pominięcia lub obcięcia, żadne tam fanaberie.

Oczywiście kredyty kiedyś się spłacą i znikną z listy, ale póki co są smutną koniecznością. Kosztów paliwa nie wliczam bo tankuję nieregularnie, czasem co drugi miesiąc. Poza tym to teoretycznie już zachcianka bo do pracy jeżdzę MPK.

Z prostego odejmowania wychodzi, że do poniekąd dowolnej dyspozycji zostaje mi 24.21% wypłaty. Wiadomo, że nie odłożę 20% wypłaty bo reszta ledwie wystarczy na fajki, a czasem by człowiek chciał zjeść coś słodkiego albo piwa się napić. Nie wydam też wszystkiego na pierdoły bo... no cóż, to już przerabialiśmy i więcej nie chcemy.

Nie jestem przekonany czy jest sens ustalać sobie tu jakieś sztywne podziały i fanatycznie się ich trzymać. Wydaje mi się, że nie ma co wykonywać w tym zakresie żadnych nerwowych ruchów i po prostu starać się kończyć miesiąc na plusie, a to co pozostanie wrzucać na oszczędności. W tle kręci się "fkin five a day", mam plan uskładania na przyszłoroczne ubezpieczenie auta, mam na uwadze dorzucanie choćby 50 PLN miesięcznie na fundusz awaryjny więc nie jest tak, że na ślepo łażę do bankomatu i wydaję kasę. Cały czas kalkuluję na ile mogę sobie pozwolić, żeby ochotniczo nie zjechać do zera lub poniżej. A że mam mało to i zachcianki i oszczędności są niewielkie.

Ogólnie jednak problem z oszczędzaniem nie polega na tym ile się ma tylko jak się do tego zabieramy. APP niedawno napisał, że aby z rachunku oszczędnościowego w Polbanku wyciągnąć 1 PLN dziennie trzeba mieć na nim ponad 6600 PLN. No i można od razu stwierdzić, że nie mam tyle więc mnie nie stać na oszczędzanie. Można też spojrzeć na to z drugiej strony i codziennie odkładać tę złotówkę, którą dostawalibysmy w odsetkach bankowych. A czy odłożenie 30 PLN miesięcznie to taki straszny wysiłek? Nie wydaje mi się. No, ale jak się ciągle szuka negatywów byle tylko nic nie robić i nie ponieść nawet najmniejszych wyrzeczeń to każda wymówka jest dobra.

Każdy by chciał dostać gotowy przepis na dobre inwestycje, pełne konto, idealną żonę i posłusznego psa. Niestety na giełdzie łatwiej stracić niż zyskać, skarbonka zdecydowanie częściej pokazuje dno niż byśmy chcieli, żona suczy zamiast przynieść obiad i piwo, a pies sika na dywan mając nas głęboko w okolicach ogona. Nie znaczy to jednak, że nie warto się uczyć ekonomii czy metod analizowania rynku, że nie warto dorzucać systematycznie drobniaków do słoika, a żonę z psem najlepiej od razu zamienić na knajpę ze stripteasem.

Każdy prawdziwy sukces czy to finansowy czy mniej materialny wymaga mnóstwo pracy przede wszystkim nad sobą. Najczęściej jest to także długi i wyczerpujący proces i zawsze trzeba mieć na uwadze cel jaki sobie obraliśmy, a nie rozpraszać się lub zniechęcać chwilowymi trudnościami w realizacji planu.

Nie powinniśmy także na ślepo podążać za wskazówkami tych co podobno wiedzą lepiej. Dobrze jest poczytać czy posłuchać ich zdania, ale zawsze trzeba trzeźwo spojrzeć na naszą osobistą sytuację życiową i samodzielnie znaleźć sposób na dopasowanie porad do swoich możliwości.

Niestety, zazwyczaj autorzy poradników oferujący złote środki i wzorce typu 50-30-20 wolą nie płoszyć publiczności takimi nieprzyjemnymi detalami.

13 komentarzy:

matipl pisze...

Uważam, że sztywne podziały są najważniejsze. Dzięki temu osiągniemy cel.
W przypadku "miękkości" jesteśmy z góry skazani na porażkę.

Magdalaena pisze...

Bardzo mądry wpis (czasami też kogoś pochwalę, a co !).

Żadne sztywne procenty nie są konieczne - liczy się po prostu równowaga finansowa, generowanie nadwyżek plus przekonanie, że życia nie da się zaplanować tak na 100 %.

Richmond pisze...

Usmialam sie z zony i psa. Mam nadzieje, ze nie obraza sie ;)

grapkulec pisze...

@Richmond

żony ani psa nie mam, moja lepsza połówka nie wie o tym blogu (przynajmniej tak mi się wydaje), a moim dwóm kotom jest wszystko jedno dopóki miska pełna więc obrazy żadnego majestatu się nie obawiam :)

@Magdalaena

dzięki, czasem mi się uda coś sklecić :)

@matipl

z jednej strony masz rację, ale ja staram się ostrożnie podchodzić do kategorycznych "przykazań" jeśli chodzi o moje pieniądze. wolę określić sobie minimum jakie odkładam i na jakie mnie stać niż za wszelką cenę wypełniać abstrakcyjne plany. to nie oznacza, że jak mi się zachce to sobie odłożę a jak nie to wydam wszystko na cukierki. chodzi o to, że życie płata niespodzianki i czasami kasa po prostu musi wyjść z portfela. już nie mówiąc o takim drobiazgu jak różnica pomiędzy życiem a wegetacją bo "Oprah powiedziała, że tak ma być".

Eugeniusz pisze...

Też uważam, że trzymanie się sztywno reguł to bzdura. Z tymi proporcjami jest tak samo jak ze sztywnym kursem walutowym - wszystko ładnie, pięknie, a jak przyjdzie kryzys, to się wszystko pieprzy.

Dziwi mnie tylko jedna rzecz - wspomniałeś coś o fajkach. Nie da się bez tego żyć? :)

grapkulec pisze...

@marlo

fajki idą z części zachciankowej :) teoretycznie ich koszt mógłby powiększyć oszczędności, ale na razie nie jestem gotowy podejmować wyzwania actimela :)

20 tysięcy po studiach pisze...

O tak, też zawsze byłem fanem wszelkich proporcji

np. 70/20/10 - 70 na życie, 20 inwestuj krótkoterminowo, 10 długoterminowo
80/20 (pareto)
czy podane 50-30-20
wszystkie są tak absolutnie rewelacyjne, że łoł.

Fakt jest taki, że finansami trzeba zarządzać w dużej mierze instynktownie, a takie regułki mogą ew. pomóc w zbudowaniu swojego własnego systemu, dostosowanego do NASZEGO życia.

Fajny wpis, piszesz dobrym językiem. Życze powodzenia w spłacaniu kredytów :)

RO pisze...

grapkulec jak zwykle celnie trafia w sedno sprawy ;) regułki nie są dobre, chyba że mamy bardzo dobrze poukładane życie, ale i od tego są wyjątki ;) u mnie by to nie działało, bo każdy miesiąc to inna kwota wypłaty, wiec czasami do tych oszczednosci dokladam wiecej a czasami mniej ;) a ostatnie 3 miesiace to systematyczne pomniejszanie oszczednosci przez wszelkie oplaty zwiazane z wykanczaniem mieszkania, kosztami okołokredytowymi itd. ;) teraz to moja reguła wyglada mniej wiecej tak: 200/0/0 % :D

niktwazny pisze...

Złota formuła budżetowa brzmi :
wydatki na zachcianki powinny być mniejsze zarówno od kwoty oszczędności jak i tej wydawanej na podstawowe potrzeby .

Optymalizator pisze...

Dla zachęty: po kilku latach palenia, odkrycia na nowo filozofii budżetu domowego i oceny jego stanu pozwoliło mi niemal od ręki rzucić palenie. Jak narazie 3ci miesiąc idzie...

Anonimowy pisze...

U mnie w ostatnim wpisie jest o tym jak oszczędzić na papierosach bez wyrzeczeń. 50%, 30%, i 20% nie sprawdzi się jak ktoś ma za małą "wypłatę" na etacie. Każdy ma inną sytuację i każdy powinien wiedzieć ile chce i może oszczędzać.

Plus Ultra pisze...

Myślę, że wszystko zależy od naszej indywidualnej sytuacji finansowej, ale jestem jak najbardziej za sztywnymi granicami w budżecie, z tym, że oszczędnosci nie mniej niż: x% a zachcianki nie więcej niż y %, przy założeniu x nie mniejsze niż y ... ;) Popieram rzucenie palenia, to najlepsza forma oszczędności - od razu odczuwalna. Serdecznie gratuluję :)

Izabella Nowotka pisze...

Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

Prześlij komentarz