czwartek, 26 listopada 2009

Fundusze inwestycyjne - pierwszy kontakt

Pamiętam jak na przełomie 2005/2006 roku pojechałem na 8 miesięcy z całym zespołem do Szwecji na kontrakt w Ericssonie. Diety podwajały nasze pensje, ja dzięki temu dostawałem miłe 8 000 PLN na rękę. Moi koledzy wszystko ładowali w fundusze inwestycyjne i codziennie na kawie w pomieszczeniu socjalnym trwała wymiana informacji czyj fundusz o ile skoczył do góry. Ja się nie oszczędzałem, kasa szła w Polsce na zakupy różnych pierdół przez internet, a w Szwecji na pizze, hektolitry coli, piwo, wódkę, bilarda i wypady do jednej z trzech knajp w których można było spotkać ludzi. Bo generalnie Szwedzi piją w domach więc piątkowy wieczór na ich rynku wygląda tak jak nasz poniedziałkowy świt. Szaro, buro i pusto, tylko wiatr przesuwa śmieci w te i we wte.

Potem bańka pękła, szczęśliwi byli ci, którzy wyszli z funduszy zanim stracili 30 i więcej procent kapitału. Mnie bilans wyjazdu wyszedł 10 000 PLN na plusie, ale to się rozeszło bardzo szybko na kij wie co. Zostały mi za to wspomnienia alkoholowych nocek i ciężkich poranków kacowych. A teraz jestem w długach na ponad 30 tys. PLN...

Ten przydługi, wspominkowy wstęp ma służyć temu by zaostrzyć różnicę pomiędzy tamtymi czasami a moim obecnym nastawieniem do finansów. Jak sami widzicie aż dziwne, że mam długu tylko 30 parę tysięcy skoro potrafiłem roztrwonić tyle kasy. Wcześniej już pisałem jak planuję wyjść z tego bagna, teraz kilka słów o nowym dla mnie instrumencie finansowym jakim są fundusze inwestycyjne.

Obecnie całe moje finanse koncentrują się w mBanku więc korzystam z ich platformy SFI (Supermarket Funduszy Inwestycyjnych jakby ktoś nie wiedział :). Na początku trzeba wypełnić wniosek dostępny z poziomu interfejsu internetowego konta bankowego (pewnie jest on też dostępny ze stron mBanku). Następnie dostajemy maila z umową, którą trzeba sobie wydrukować i podpisaną wysłać do mBanku pocztą analogową. Później musimy poczekać aż list dotrze i nasz rachunek w SFI zostanie aktywowany. W moim przypadku zajęło to tydzień.

Oczywiście trzeba jakoś racjonalnie wybrać fundusz żeby nie utopić od razu pieniędzy. Do wyboru mamy akcyjne, obligacyjne, hybrydowe i rynku pieniężnego. Generalnie różnią się one stopniem ryzyka zależnym od tego w co dany fundusz inwestuje większość przekazanych im środków. Na SFI mamy dostęp do codziennych notowań funduszy więc podobnie jak na GPW możemy się zorientować co rośnie, co spada i w co warto zainwestować. Platforma mBanku ma tę zaletę, że nie płacimy za zakup i sprzedaż jednostek uczestnictwa więc to co wpłacimy w całości pójdzie na inwestycje. Oczywiście fundusze pobierają sobie prowizję od zarządzania naszymi pieniędzmi no ale to już można znieść, w końcu nie jest to charytatywna działalność. Prowizja jest różna dla każdego funduszu, jedne biorą 0,25% inne 4%, można to sprawdzić w odpowiedniej kolumnie w notowaniach lub w opisie funduszu. Po wybraniu funduszu, który nam pasuje składamy dyspozycję zakupu jednostek i czekamy aż transakcja zostanie zakończona. Czas realizacji zlecenia zakupu jest zależny od funduszu i można go sprawdzić w tabeli realizacji zleceń nabycia. Ze zleceniami sprzedaży jest podobnie, tu znajduje się analogiczna tabela realizacji zleceń odkupienia.

Moja pierwsza wpłata poszła do funduszu akcji ING Subfundusz Akcji Plus. Minimalna pierwsza wpłata to 200 PLN, każda następna minimum 50 PLN. 18 listopada wpłaciłem 200 PLN, dzień później nastąpiła wycena jednostki uczestnictwa, 23 listopada zlecenie zostało zakończone. Szkoda, że nie dzieje się to szybciej, ale taka jest specyfika działania funduszu. Jestem jednak pozytywnie zaskoczony bo już przybyło mi 4,80 PLN. Ech, gdybym miał te pieniądze ze Szwecji... Nie ma co jednak myśleć życzeniowo, było, minęło.

Póki co nie planuję dalszych wpłat do funduszy inwestycyjnych, najbliższe trzy lub cztery miesiące to ostre spłacanie karty kredytowej przeniesionej z Polbanku do mBanku (pisałem o tym w poprzednim poście). Te 200 PLN to tylko zapoznanie się z nowym dla mnie sposobem inwestowania. Pierwszy kontakt przyniósł pozytywne wrażenia i prawdopodobnie wrócę do funduszy w przyszłości. Nie mam jednak zamiaru pchać się w ten temat z kolejnymi wpłatami kiedy ciągle mam do spłacenia trzy kredyty (odnawialny i dwie karty kredytowe). Bez sensu cieszyć się ze wzrostu ceny jednostek uczestnictwa jeśli wielokrotność tego zysku oddajemy w odsetkach kredytów. Najpierw wyjście z długów, później fundusz awaryjny, a dopiero na końcu budowanie kapitału poprzez inwestycje. Najważniejsze w zarządzaniu finansami jest planowanie i realizacja założonych celów. Inaczej kończymy na minusie, który bardzo ciężko jest zamienić w plusa.

7 komentarzy:

Zbyszek Papiński pisze...

Witam,

Będę Ci kibicował w spłacaniu długów. Nie wiem jaki masz dokładny plan, ale ja na Twoim miejscu zaatakowałbym najpierw dług na karcie i na nim się skupił.

Powodem jest to, że jest dużo niższy i jesteś w stanie stosunkowo szybko go spłacić, wtedy motywacja do spłaty reszty wzrośnie zdecydowanie.

Co do funduszy proponuję dopłacać choćby po 50 zł co miesiąc, aby coraz bardziej interesować się tematem. Nie znam lepszego motywatora do nauki niż zaangażowanie własnej kasy.

Pozdrawiam

grapkulec pisze...

@APP
generalnie plan jest dokładnie taki, że najpierw karty potem kredyt, a w między czasie pierwszy fundusz awaryjny. potem przyjdzie czas na budowanie kapitału pod inwestycje i poważny fundusz w wysokości wielokrotności zarobków. co do dorzucania tych 50 PLN do funduszy to może i tak zrobię, ale to na pewno dopiero po spłacie karty w mBanku bo chcę maksymalnie wykorzystać 3 miesiące zerowego oprocentowania

matipl pisze...

Ach, piękne wspomnienia... Chyba każdy ma taką sytuację w życiu, że żałuje że nie oszczędzał tylko trwonił...

Ja osobiście na razie nie mam zamiaru bawić się z akcjami czy funduszami.
Na razie buduję zasób aktywów ;)
Takie obstawianie po 200 zł, gdy masz 3 kredyty uważam za zbieżne z obstawianiem zakładów bukmacherskich ;).
Więc nie radzę dorzucać jak @grapkulec, tylko najpierw zbudować zaplecze finansowe, i psychiczne.

grapkulec pisze...

@matipl
z jednej strony masz rację, te 200 PLN mogło iść na spłatę karty. z drugiej strony chciałem sprawdzić jak to wygląda praktycznie. zaspokoiłem ciekawość, a że akurat mi się trafił wzrost ceny jednostki to i bonus psychologiczny jest. to tak samo jak z akcjami, wykonałem parę transakcji, akurat wszystkie wyszły na plus więc nie można powiedzieć że poświęciłem te pieniądze na próżno. teraz spokojnie mogę kontynuować realizację planu redukcji długów bez targających mną napadów ciekawości :)

matipl pisze...

@grapkules: tylko czy procenty z zysku, z procentami z karty+kredyty Ci się chociaż równoważą?

grapkulec pisze...

@matipl
oczywiście, że się nie równoważą bo na akcje przeznaczałem za każdym razem okolice 100 PLN, a największy zysk to było 30 PLN. ale szczerze mówiąc jakbym chciał iść po trupach ze spłacaniem długów to powinienem sprzedać samochód bo jeżdżę nim tylko raz w tygodniu na zakupy, rzucić palenie, nie pić sobie piwka wieczorami przed tv, sprzedać tv, zrezygnować z internetu, chodzić spać z kurami żeby prądu nie zużywać.
to wszystko co poszło w akcje i fundusz inwestycyjny traktuję jako koszty edukacyjne i tyle, spłacanie kart i kredytu wiele na tym nie ucierpiało i nie ucierpi.

Wojciech Roszkowski pisze...

Całkiem fajny artykuł.

Prześlij komentarz