Amerykańscy naukowcy przeprowadzili eksperyment, który wykazał, że takie mniej więcej zarobki powodują u badanych optymalny poziom szczęścia. Zarobki poniżej tej kwoty w różnym stopniu wywoływały niepokój, poczucie braku bezpieczeństwa i stabilności. O dziwo, zarobki większe niż wyznaczony poziom już nie dawały tak znacznego przyrostu szczęścia. Naukowcy tłumaczą to tym, że wtedy ludziom włącza się tryb ekstrawagancji i przestają się cieszyć z prostych, codziennych rzeczy.
Wygląda na to, że w Polsce poniżej zarobków 16-17 tysięcy PLN miesięcznie (nie wiadomo czy netto czy brutto, tego nie podano w artykule) szczęścia się nie należy spodziewać. Parafrazując kolesia z "Chłopaki nie płaczą": jest tu jakiś szczęściarz? :)
Nie jestem badaczem sekretów ludzkiej duszy i nie poświęcam zbyt wiele czasu na myślenie o tym kim jestem i dokąd zmierzam. Szkoda mi czasu na gapienie się w ścianę i dumanie o filozoficznych aspektach ludzkiego żywota, wolę obejrzeć film, poczytać książkę albo wypić piwo. Tak więc kiedy słyszę, że ktoś jest szczęśliwy z jakiegoś powodu to po prostu przyjmuję to do wiadomości i niejako mentalnie wzruszam ramionami. Bo w końcu cóż innego mam robić? Popadać w ekstazę bo komuś jest chwilowo dobrze, czasem z powodów, które kompletnie do mnie nie przemawiają? Bez sensu.
Tak naprawdę to uważam, że ci naukowcy jeśli cokolwiek zbadali to po prostu poziom zarobków dający ludziom, a konkretnie Amerykanom, poczucie bezpieczeństwa finansowego. Nie znam kosztów życia w USA, ale te 6250 dolarów miesięcznie wyglądają na kwotę pozwalającą czuć się bezpiecznie.
Gdybym tyle zarabiał w Polsce to przy obecnym poziomie życia zdecydowanie bym się uspokoił jeśli chodzi o finanse. Całe moje miesięczne wydatki wliczając w to nawet nałogi i rozrywkę w zupełności zmieściły by się w 1/3 tej kwoty. Zresztą jakbym zarabiał 1000 PLN więcej niż obecnie to już bym był spokojniejszy. I pewnie nie jestem osamotniony w takim przekonaniu.
Czy jednak bym powiedział wtedy, że jestem szczęśliwy? Nie, powiedziałbym, że stać mnie na szybkie pozbycie się kredytów, zbudowanie solidnej bazy oszczędności i spokojne życie na poziomie jaki uważam za zadowalający bez odmawiania sobie właściwie niczego z drobnych ludzkich przyjemności.
A szczęście? W końcu miałbym czas go poszukać bo nie musiałbym się martwić o przeżycie do pierwszego.
The Joy of Taking Care of My Life
3 dni temu
29 komentarzy:
Tu nie chodzi o szczęście jako takie, ale również o rolę pieniędzy jako motywatora do działań. W końcu to ekonomiści a dla nich liczą się wzrosty PKB i inne pikujące wykresy:) W psychologi od dawna znane jest że zwiększanie wynagrodzenia nie powoduje zwiększenie efektywności w działaniach, które wymagają myślenia i kreatywności. Warunek był jeden, dotychczasowe wynagrodzenie musiało być na przyzwoitym poziomi, aby osoba nie musiała przejmować się troskami dnia codziennego.
Bardzo ładne podsumowanie tego badania znajdziecie tutaj
szkoda, że pracodawcy skupiają się na części "zwiększanie wynagrodzenia nie powoduje zwiększenie efektywności" kompletnie ignorując "dotychczasowe wynagrodzenie musiało być na przyzwoitym poziomie, aby osoba nie musiała przejmować się troskami dnia codziennego". w mojej pierwszej firmie prezes miał właśnie taki argument przy odrzucaniu wniosków o podwyżki.
ciężko być pozytywnie nastawionym do życia jeśli codziennie trzeba wybierać pomiędzy kupieniem sobie batonika, a zjedzeniem obiadu. i niech mi nikt nie argumentuje, że słodycze szkodzą :)
80k-110k to średnia dla "senior software developera" w okolicy Santa Clara (duże firmy, m.in. Google - wielki wysysacz inżynierów, itd.).
Klasa średnia dla wielu "country" (jeśli chodzi o zarobki) to generalnie od 100k wzwyż.
Wobec tego 75k to wyciąga większość inżynierów z jako-takim doświadczeniem. Nie są oni jeszcze klasą średnią, ale już raczej wykwalifikowanymi robotnikami.
Idąc dalej można by zaryzykować, że dobry robotnik może tu nieźle żyć. To prawda, ale musi być to robotnik pracujący nie łopatą, ale łopatą 2.0 (klawiatura ;-)).
czyli najszczęśliwsi w stanach są robole z dyplomami technicznymi :)
Znalazłam link do artykułu z guardiana
http://www.guardian.co.uk/science/2010/sep/06/earnings-pay-happiness-research i oryginalnego amerykańskiego artykułu http://www.pnas.org/content/early/2010/08/27/1011492107
Nie wynika z niego czy chodzi o dochody brutto czy netto ani czy dotyczą każdej osoby osobno czy "żywiciela rodziny".
I jeszcze jaka część Amerykanów może liczyć na takie zarobki. Bo w Polsce zarobki rzędu 18.000 zł netto miesięcznie to jednak ułamek procenta populacji. A dochody ponad 70.000 zł netto dla czteroosobowej rodziny to już zupełny wyjątek.
Raczej brutto, w UK podaje sie brutto, w Polsce brutto, to i w USA zapewne brutto.
"A szczęście? W końcu miałbym czas go poszukać bo nie musiałbym się martwić o przeżycie do pierwszego."
Otóż to. Taka właśnie swoboda w poszukiwaniu szczęścia bardzo mnie pociąga. :)
@ympl
no to kwotę już znasz, teraz tylko trzeba ją osiągnąć, ale to przecież detal techniczny :)
...niepotrzebnie ta kwota jest przeliczana na PLN. Czy 5-6 tyś. PLN m-cznie to mało?
Przy wpisie rozpoczynającym się od "amerykańskich naukowców" od razu przychodzi do głowy myśl "czym oczywistym i dziwnym się teraz zajęli".. Nic dodać, nic ująć.
@TomGa
badając Polaków pewnie by wyszło, że wystarczy im mniej "do szczęścia". 6 tysięcy miesięcznie owszem jest ok, ale netto :)
@W Kreciej Norze
mam tak samo, ale jakoś ta notka mnie ujęła aż postanowiłem zablogować na ten temat :)
Zarabiam niecałe 6000 zł netto i wcale nie jest tak, że mam forsy jak lodu, na wszystko mi wystarcza i tarzam się w luksusie. Przy rozsądnym gospodarowaniu gotówką da się za to żyć przyzwoicie i nawet coś odłożyć, ale cały czas trzeba się pilnować.
Ale faktycznie jest duuużo łatwiej i przyjemniej niż życie za niecałe 3k netto.
8500 netto tako rzecze Alex
http://alexba.eu/
Witam! Śledzę Twojego bloga od dłuższego czasu. W końcu nadgoniłem stare wpisy i jestem na bieżąco. Mimo, że nie mam kredytów, a raczej pomnażam swoje oszczędności to Twój blog działa na mnie mobilizująco i inspirująco. Pozdrawiam!
dzięki i życzę skarbonki pękającej w szwach :)
Nie znam szczegółów, ale zupełnie nie rozumiem co ma wspólnego ankieta z pytaniami do poziomu "szczęścia". Przecież dla każdego to oznacza co innego. Rozwód czy utrata pracy też może dać szczęście :) Nie lepiej się po prostu zapytać: "czy jesteś szczęśliwy" a potem zobaczyć ile ten ktoś zarabia? - jeśli w ogóle jest sens wiązać te dwie rzeczy ze sobą.
czasem sens badań "amerykańskich naukowców" bywa ulotny :)
tak jak wspomniałem w notce - wg mnie zbadali po prostu jakie zarobki wystarczą Amerykanom by czuli się finansowo bezpiecznie. a wiadomo, że jak człowiek dobrze zarabia i przy okazji nie zdycha na raka to powie że jest szczęśliwy, ergo: tyle właśnie dolarów daje szczęście :)
To ważne pytanie ile pieniędzy sprawi że będziesz szczęśliwy bez odpowiedzi na te pytanie żądanie podwyżki jest bezcelowe ;)
Przy takiej kwocie szybko mnożna stać się milionerem nawet licząc w $ (5-15lat). A wtedy naprawdę można poczuć się bezpiecznie finansowo. Szczęście w 18k miesięcznie? Pewnie tak bo to sporo pieniędzy dla Polaka bez kredytów. Wyobraźmy sobie taki milion nawet zł na koncie po 5 latach i potem możliwość wydawania tych pieniędzy na co chcemy. Codziennie 200$/600zł do wydania?!
A ile ja bym potrzebował? To trudne pytanie, ale myślę, że jeśli miał bym uciułany milion na koncie lub chociaż 250k, wymarzony samochód, urządzony dom w nowinki nad morzem, to miło by było raz na tydzień wyjść sobie z domu wraz z 1000zł w kieszeni. Kiedyś liczyłem przy wygranej w totka ile miał bym dziennie z %, i pomyślałem, że nawet bym dokładał ludziom do zakupów w MM czy coś :P Bo nie wiem co można z taką kasą która nieustannie napływa robić. Nie potrzebuje jachtów itd. A patrząc realistycznie, 1000zł do wydania a nie odkładania by mnie dziś zadowolił w tej marnej Polsce. Z 1k naprawdę można kupić wsio i jeszcze trochę, wystarczy odrobina cierpliwości i mamy wszystko co chcemy. A, że ja dużo nie wymagam od swojego hobby i życia to takie dodatkowe pieniądze (które zostawały by po opłaceniu wszystkiego, mediów, jedzenia, ciucha i fajek) by mi wystarczyły. Myślę więc, że takie 4-6k luźno biorąc zapewniły by mi życie na poziomie w bloku i szczęście (przy potrzebie odkładania). A mając od 250k na koncie to 1-4k dodatkowe było by wystarczające do pełni szczęścia w bloku bo nie musiał bym już przecież odkładać :) Zmieniając miejsce zamieszkania (np. kupno domu) lub zaczynając od zera to niestety nie były by wystarczające. Spłacał bym, taką super chatę i z 4-6k zostało by 1,5 na życie albo i mniej. Więc jak bym miał wybierać wymarzony dom, samochód (dodge viper) i życie na kredycie od 1 do 1 to wolał bym odziedziczyć to stare blokowe mieszkanie i mieć jedyne 1-2k nadwyżki i nie pracować ;)
Takie przemyślenia na szybko, a wacham się kwotami, bo sam nie wiem czego od życia chcę. Obecnie mam jedynie w sumie marzenia materialne/finansowe.
@grapkulec, ile zarabiasz? :p
@Anonimowy, żalezy ile osób utrzymujesz itd. Bo wiesz jak masz żonę i 2 dzieci... a są osby co mają te 5,5k netto a są w stanie jedynie odłożyć 1,5k/mc. W naszym gospodarstwie domowym mamy 1750zł netto na dwie osoby i jestem w stanie nie raz odłożyć 1000zł. A dodając teraz około 100zł z banku to już na 100% ten 1k/mc można odkładać (ale kosztem wegetacji). PS. A z tym pilnowaniem przy 6k, to powinieneś stanąć i powiedzieć to mojej mamie w twarz która ma równe 700zł netto :) Ciekawy był bym reakcji :/
Jak tak myślę to wystarczy, żebym miał rzeczy materialne, ładny remont, zabezpieczenie finansowe generujące najniższą emeryturę w Polsce miesięcznie. Po prostu wsiąść najlepszego laptopa sony w podroż, i za własne pieniądze odwiedzić rodzinę z innego kraju. Nie prosić się o nic, tylko dołożyć do wyżywienia, mieć na upominki. Mieć kasę na powrót i na koncie, wiedzieć, że w życiu mi wyszło i nic nie muszę robić jeśli nie chcę. Zbierać na samochód, zmieniać telewizory, ulepszać komputer, kolekcjonować coś, mieć jakiś sejf na złoto i srebro.
Najważniejsze w tym to chyba by przeszło mi martwienie się o przyszłość. Ten spokój ducha dał by mi największe szczęście. To odetchnięcie, od wyścigu szczurów, nauki, presji rodziny, znajomych i społeczeństwa. Reszta to dodatki które miło by było pomału zbierać i tyle. Bardzo fajne mieszkania/patenty są w filmach w moim profilu. Plecak z kasą i super lapem (na swój sposób inspiruje z filmu W chmurach), Viper i podejście do życia tradycyjnego plus stan konta (z Wanted), urządzenie pokoju i pokoik na kasę (Jumper), i jeszcze Daredevil scena z pojemnikami na kasę (takie zboczenie moje chyba minimalistycznie , że chciał bym mieć dyski twarde, zapasowe pady, tusze itd. w foliach w konkretnych ilościach jeśli warto.) Po prostu mieć wy#ebane w to standardowe życie w pracy/po pracy i na kredyt jak 99,99% społeczeństwa... to by dało chyba szczęście największe. Bo co z tego, że masz 7,5k netto jak grasz na forexie na granicy zawału ;) Albo 16k jak musisz wymyślać projekt w 3D na poniedziałek... Takie niepewne życie nie dało by szczęścia długoterminowego, chyba, że praca by była za prosta dla kogoś ;]
@Marcin
"@grapkulec, ile zarabiasz? :p"
za mało :)
@grapkulec, Za dużo, żeby zdechnąć z głodu za mało by spokojnie i godnie żyć :D
@grapkulec
i za mało, by sąsiedzi zauważyli? ;P
Grapkulec..... dzisiaj napisałem o sobie u siebie na blogu... tez miałem -20tys :) a teraz stawiam dom. Zacytuje fragment wpisu jest i o Tobie !!
"To jest jeden z powodów dla których pokochałem blog Pier*****e kredyty jest tam niemal idealna kopią moich doświadczeń, ba nawet z autorem mamy podobny zawód. Pozdrawiam i życzę powodzenia."
@Marcin, @W Kreciej Norze
pamiętacie tę scenę z Dnia Świra jak się szarpią o flagę? "mnie dajcie najwięcej!" - dokładnie dlatego twierdzę, że mam za mało :)
@inwestowanie
hehe, dzięki za wzmiankę no i gratuluję osiągów. teraz to jeszcze spłodzić syna, posadzić drzewo i możesz umrzeć w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku :)
Syn juz jest ) Drzewo tez posadzone :) czas zamowic trumne.
A tak apropo za mało.... obawiam się ze zawsze jest za mało i moze byc wiecej. Znam takich co maja 20tys i placza ze nie maja pieniedzy na urlop
powód do narzekania zawsze się znajdzie, niezależnie od wysokości dochodów. inna sprawa, że ludzie dosyć często zarabiając więcej mogą wziąć i biorą większe kredyty na równie idiotyczne rzeczy jak brałem ja czyli czysto konsumpcyjne i efekt jest taki, że ich rata potrafi przekroczyć niejedne zarobki uznawane ogólnie za wysokie i paradoksalnie zarabiając więcej mają z tego mniej.
Tak ale za to pewnie masz odpicowaną chałupę czy super sprzęty w domu? Ja niestety jak bym miał kupić co chcę i remontować to też bym był na minusie. Coś za coś. Mam nadzieję, że kiedyś się odkupię z % a sponsorem zakupu konsumpcyjnego będzie bank :)
Ja powiem tylko tyle że zawsze w trakcie remontu warto wydać więcej na jakość.
Prześlij komentarz