poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Odpowiedzi na komentarze

Stwierdziłem, że komentarze pod ostatnim postem zasługują na oddzielny wpis wyjaśniający kilka rzeczy.

Kredyt konsolidujący w euro

Dziękuję, ale raczej nie skorzystam. Pomijając fakt, że bank jeszcze nie ufa mi na tyle aby mi dać kartę kredytową (notabene tak naprawdę to jest debetówka bo żadnego grace periodu nie ma i jest automatycznie spłacana pod koniec miesiąca ze środków na koncie) to wolę raczej korzystać z kursu euro do PLN. Chociaż kredyty tutaj mają o niebo lepsze oprocentowanie niż w Polsce (kumpel brał na budowę domu 50 tys. euro i wyszło coś około 7% o ile czegoś nie pomyliłem) to wizja wiązania sobie sznura na szyi zaraz na początku emigracyjnej przygody wydaje mi się głupia i jakaś taka... bezczelna.

"Wyjechałeś spłacać kredyty to je spłacaj a nie się pakujesz w następne"

Wyjechałem aby mieszkać, pracować i żyć poza Polską, a kredyty są smutną koniecznością, która niestety się ciągnie za mną niczym natchniona słowami piosenki "Keine grenzen" :) Tak samo jak spłacałem je w Polsce tak samo je spłacam będąc tutaj. Różnica jest tylko taka, że tu robię przelew "tylko" na 260 euro, a po drugiej stronie robi się z tego tysiak, który trafia do Allianz. W żadnym wypadku celem mojego wyjazdu nie było tylko spłacenie kredytów, w sumie nawet nie bardzo o tym myślałem podejmując decyzję o przeprowadzce.

"Nie wpadnij w pułapkę księgowania mentalnego i nie oszczędzaj przypadkiem na 2 czy 3% rocznie w euro równocześnie spłacając w Polsce kredyty oprocentowane kilka razy więcej."

Z tymi oszczędnościami w euro to na początek nie poszaleję, ale chcę jak najszybciej odłożyć sobie coś w rodzaju kilku stówek tak na wszelki wypadek. Realnie patrząc to pewnie zabierze mi to kilka miesięcy dopóki wydatki w rodzaju zakupów meblowych się nie zakończą.

A jeśli ktoś narzeka na małe procenty rachunków i lokat w Polsce to wiedzcie, że moje konto na przykład jest oprocentowane na całe 0,625% rocznie, a lokaty wcale bardziej atrakcyjne nie są. Co gorsza tutaj też wprowadzili "belkę" chyba od połowy 2010 roku i z całych 4 centów jakie mi przybyło na rachunku podatek zabrał 1 centa, a więc skromne 25%.

Póki co najlepszym wyjściem dla trzymania moich euro jest rachunek walutowy w mBanku, którego oprocentowanie 1,6% bije na głowę to co oferują banki austryjackie. Oczywiście trzeba tu mieć na uwadze szybkość dostępu do pieniędzy bo w sytuacji naprawdę awaryjnej dwa lub trzy dni jakie zabiera przelew to zdecydowanie za długo.

Ale żeby faktycznie nie mydlić sobie oczu pozornymi oszczędnościami, które w całości zżerają kredyty zamierzam dodatkowe pensje przeznaczać w miarę możliwości na spłatę rat. Obecnie na pewno priorytetem jest spłacenie karty kredytowej gdyż jej oprocentowanie jest najwyższe, a w następnej kolejności kredyt odnawialny. Gdy te dołki zostaną już zasypane przyjdzie czas na dorzucenie Allianzowi do pieca.

Towarzysze w kredytowej niedoli

Mam tu na myśli Mariusza i anonimowego autora komentarza o jedności w bólu gdy nadchodzi dzień płacenia rat :)

Dzięki za wasze komentarze i życzę nam wszystkim szybkiego doczekania wypłaty, z której ani grosza nie trzeba będzie oddawać bankowym pijawkom.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pozdrawiam :) Mariusz

W Kreciej Norze pisze...

Łączę się w bólu :D
Ostatnio 'wzięłam się' za częściowy remont mieszkania i co chwila spotykam jakichś swoich znajomych, którzy ogólnie rzecz ujmując są 'zniesmaczeni' że nie zrobiłam tego od razu, kosztem zwiększenia kredytu hipotecznego/debetu na koncie/KK/kredytu gotówkowego, etc. No jak ja tak mogę żyć? Bez 'niezbędnych' do życia wygód? :D Że co? Że zbieram/szykuję gotówkę na remont? Na głowę upadłam? :D

Na takich ludzi twój blog nie podziała, ale sama śledzę od dawna i kibicuję i mam nadzieję, że jednak w ludziach jest na tyle rozsądku ile było w tobie, jak otrzeźwiałeś.

A komentarze - jak komentarze. Nawet życzliwe bywają, mało tu zawistnych polaczków ;)

P.S. 7% kredytu na budowę domu to nawet w Polsce - obecnie - zdzierstwo ;p

grapkulec pisze...

@W Kreciej Norze

no niby mogłaś się zadłużyć i zrobić od razu remont, ale z drugiej strony lało ci się na głowę przez dziury w suficie albo miałaś wiadro zamiast kibelka? płaskorzeźby na ścianach i lodówka z kostkarka do lodu to nie są niezbędniki życiowe tylko odpowiednik wiejskiego tuningu żeby znajomi rozdziawiali gęby w pozorowanym zachwycie. rzecz zupełnie nie warta kredytowania zwłaszcza jeśli byłaś w stanie odłożyć sobie gotówkę w miarę szybko.

a ten kredyt znajomego to jest na 7% RSSO, bez żadnej hipoteki i innych pułapek bo to niby konsumpcyjny ale budowlany, tak to tutaj mają ustawione. nie wiem czy to dużo czy mało w porównaniu do Polski bo nigdy nie brałem takich kredytów. za to na przykład kredyt na zakup tv to już jest w okolicach 17% więc nie tak różowo nawet jeśli to jest już realne oprocentowanie a nie takie reklamowe z plakatu.

W Kreciej Norze pisze...

Dla konsumpcyjnego takie oprocentowanie to niewiele, zgadzam się. Naszym banksterom chyba by się poprzewracało gdzieniegdzie na samą myśl o powszechnie dostępnym siedmioprocencie :D

grapkulec pisze...

tak w ogóle to tutaj często od tubylców można usłyszeć "kein Kredit, kein Geschäft" i to wcale nie w ujęciu biznesowym. w mojej sytuacji to chyba tak jakby ćpun wyjechał do Kolumbii :)

agnitz pisze...

Mam nadzieję, że będziesz dzielnie spłacał i nas o tym informował ;))
Co do "mentalności księgowego", to moim zdaniem jak najbardziej się teraz przyda. A to dlatego, ze jak sam wspomniałeś nie masz na razie żadnej zdolności kredytowej w Austrii. W Polsce - nie wiadomo jak bank będzie traktował Twoje miejsce zamieszkania i pracy.
Tak więc przy nieprzewidziano-ważnych okolicznościach (np. choroba TFU TFU TFU) nie będziesz miał szybkiego dostępu do gotówki. Poduszka finansowa to jak najbardziej przydatna rzecz, nawet kosztem straconych procentów.
Ja przekonuję się o tym teraz na własnej skórze. Ruszyłam do spłaty i ograniczania zadłużenia kosztem braku odkładania gotówki. I oczywiście WTEM... Mam nadzieję, ze sobie jakoś poradzę, bo na szczęście nie jest to duża kwota, ale gdybym NAJPIERW zamiast na kredyt odłożyła na kupkę 2 tys, to na pewno głowa bolałaby m,nie dzisiaj mniej ;))

grapkulec pisze...

@agnitz

teoria nakazywała by najpierw wyłażenie z długów i dopiero późniejsze gromadzenie oszczędności, ale jak to zwykle bywa życie lubi praktykę a dokładniej mocne kopanie leżącego i tutaj wszelkie porady teoretyków biorą w łeb. dlatego przez najbliższe miesiące postaram się coś odłożyć co z jednej strony zostanie okupione odsetkami, ale z drugiej zapewni mi chociaż odrobinę mniejszy stres w momencie gdy nastąpi WTEM :)

Anonimowy pisze...

Anonimowy autor równierz pozdrawia.Jak zrzucimy ten balast jakim są kredyty spotkamy sie na piwo w Wiedniu czasem bywam.Tak wogóle zbliza sie 11 mój bank juz zaciera rączki:)

Przemek pisze...

Zainspirowales mnie..postanowilem zrobic to samo i kontrolowac sie. Zaczynam walke z kredytami.

grapkulec pisze...

powodzenia :)

Prześlij komentarz