Jeśli śledzicie tego bloga wystarczająco długo lub kliknęliście w odpowiednie wpisy w archiwum lub linki w wyszukiwarce to zapewne wiecie, że poza głupotą kredytową wielokrotnie wykazywałem także daleko posunięte zidiocenie "inwestycyjne". Wchodzenie w IPO, ale nie te co trzeba było. Akcje kupowane na podstawie kij wie jakich przesłanek. Szczęśliwe trafy, które równie dobrze mogły się okazać siekierą malowniczo wyrastającą mi z czoła. Udawanie przed samym sobą, że wiem co robię bo przecież jak byk widzę te dwie świece zwiastujące bogactwo. Łapanie spadających noży, które tak naprawdę były kowadłami miażdżącymi złudzenia. Tak, zdecydowanie było wesoło...
Teraz jakoś w ogóle nie ciągnie mnie do giełdy, wykresów, szukania wiedzy z tej tematyki. Nie zrozumcie mnie źle, powodem wcale nie jest brak pieniędzy. To znaczy pieniędzy nie mam, no ale czy kiedykolwiek brak kasy przeszkadzał hazardziście? Bez problemu mógłbym powiększyć swoją linię kredytową w mBanku z 7 do powiedzmy 20 tysięcy i śmiało ruszyć na parkiet. Nie wyciągnąłem także jakiejś istotnej lekcji ze swoich porażek ani nie wzrosła mi pokora czy świadomość braków w inwestorskim wykształceniu. Powód jest zgoła inny.Przestałem się nudzić.
Właściwie od poczatku grudnia 2010 byłem zaaferowany przeprowadzką do Austrii. Najpierw był okres wypowiedzenia w Polsce i kończenie projektu. Potem zaległy urlop w dużej części spędzony na szukaniu mieszkania w Wiedniu, następnie przeprowadzka i start w nowym miejscu pracy. Marzec upłynął mi albo na weekendowych podróżach do Polski i transportowaniu dobytku, albo na zaznajamianiu się z firmą i miastem. A teraz jesteśmy już we dwoje i dalej jestem zajęty albo skręcaniem mebli albo spacerami (tak, wiem ciężko w to uwierzyć, ale naprawdę spaceruję :)
Zero nudy. Zero myślenia o giełdzie.
Filon popełnił ostatnio wpis o szukaniu inwestycyjnego Złotego Graala. Jest sporo racji w tym co napisał, większość ludzi zamiast po prostu się uczyć inwestowania tak jakby się uczyło nowego języka - stopniowo, wg jakiegoś planu, nieustannie trenując nowe umiejętności - woli tracić czas na poszukiwaniach składnika X, sekretu, który uczyni z nich wielkich inwestorów. Sam tak robiłem, ale mi przeszło.
Przestałem się nudzić.
I nie chodzi o nudę w sobotnie popołudnie gdy pada deszcz, w tv nie ma nic ciekawego, właśnie umarł papież i jest prohibicja. Chodzi o nudę bardziej egzystencjonalną, kiedy to wydaje się nam, że musimy mieć jakiś cel w życiu bo inaczej życie przepływa nam przez palce. Inni grają na gitarze więc kupujemy gitarę. Inni inwestują więc zakładamy rachunek maklerski. Treningi gitarowe działają na nerwy naszym bliskim więc w ciszy ślęczymy przed wykresami WIGu niczym przed stereogramami i chcemy, naprawdę chcemy w końcu zobaczyć tę pieprzoną łódkę... ehm, to znaczy trend albo inne cósik. Przecież ONI to widzą, czemu ja jestem ślepy?!...
Jeśli nie wychodzi Wam wypracowywanie choćby symbolicznej złotówki zysku z inwestycji, a google przestało zwracać strony, których byście już nie przeczytali w gorączkowym pościgu za „tym czymś” to zatrzymajcie się na chwilę i zadajcie sobie proste pytanie: czy poza „inwestowaniem” mam inny sposób na zabicie nudy? Odpowiedź przecząca może być wskazówką, że najwyższy czas znaleźć sobie tańsze i łatwiejsze hobby. Albo nałóg :)
7 komentarzy:
Istnieje bardzo łatwy sposób na wysokie dochody - inwestowanie w siebie.
Hej Grapkulec,
Komentarz raczej 'generalny' - ale chyba warto sie pochwalic.
Bloga Twojego zaczalem czytac w maju (czyli w zasadzie rok temu) z 8000 PLN dlugu na karcie kredytowej (przy limicie 8000), ktorego nie moglem ruszyc od dobrych kilkunastu miesiecy. Zainspirowany zaczalem mozolna walke - rejestr wydatkow, splacanie wiecej niz splata minimalna, proba zmiany podejscia do niektorych wydatkow - klasyk ... Nie ukrywam, ze w tym czasie wpadlo kilka niespodziewanych niezbyt duzych przelewow przychodzacych, ale uwazam, ze sporym sukcesem bylo utrzymanie przynajmniej czesci tych pieniedzy (chociaz wizja nowego audio ciagle kusi ;-)
Pod koniec stycznia tego roku udalo sie karte splacic, a na chwile obecna mam ponad 4000 PLN poduszeczki - jak dla mnie pelen sukces, z ktorego Ty rowniez powinienes byc dumny.
Moj plan na przyszlosc - nie popsuc tego :)
Pozdrawiam i zycze powodzenia - z kredytami i z wiedenskim lajfem!
ps. bralem udzial w tym samym projekcie co Ty w kraju wikingow kilka lat (zim) temu
@Blofi
tak, najlepiej iść na płatne studia filozoficzne :)
@Anonimowy
no cóż, pozostaje tylko pogratulować i zasypania dołka i usypania górki :)
co do Twojego planu na przyszłość to skojarzył mi się dowcip jak to pijany gość podchodzi w knajpie do fajnej laski i mówi: "podobasz mi się, nie spierdol tego" :) proste i pragramtyczne podejście do życia.
i tego sobie wszyscy życzmy i do tego dążmy, każdy swoją drogą i najlepiej jak potrafi.
Rutyna i praca albo rutyna w pracy = nuda i to chyba sa te ruchome piaski, raz wpadniesz i ciezko sie wydostac. Twoja radykalna zmiana ci pozwolila sie od tego oderwac , oby cie nie dopadlo znowu w Wiedniu :)
zobaczymy jak to będzie, ale zazwyczaj pierwszy rok w nowej pracy jest dość entuzjastyczny. zwała przychodzi potem kiedy znasz ludzi już na tyle, że wiesz ile zarabiają i dowiadujesz się co się dzieje w kuluarach do których nie masz bezpośredniego dostępu :)
No właśnie...
Inwestowanie może być hobby jak każde inne. Ważne aby nie traktować go jak hazardu.
Prześlij komentarz